30 kwietnia 2016

#19 "Bałagan"



***
**Violetta**

Budzi mnie delikatny powiew ciepłego wiatru. 
Leżałam w dużym, wygodnym łóżku. Moje ciało pokrywała biała pościel z cienkiego, aksamitnego materiału. Uśmiechnęłam się zaspana, w tym samym czasie przeciągając się. Otworzyłam powoli oczy, w pomieszczeniu było bardzo jasno, od razu poczułam na skórze świeże, rześkie powietrze. Tak pachnie lato. Drzwi balkonowe były otwarte, a duża, woalowa, po części prześwitująca firanka poddawała się sile wiatru. 
Pięknie. 
Usiadłam, owijając się bardziej kołdrą i przeczesałam włosy palcami. Przyjrzałam się dokładnie każdemu szczegółowi jasnego pokoju. Na prawdę tu ładnie. Zobaczyłam niedaleko łóżka skórzany, kremowy fotel, na którym były moje ubrania. Wstałam bezszelestnie, podeszłam do niego i zorientowałam się, że Leon o wszystko zadbał. Były to ubrania Ludmiły. Pewnie razem wyszli z założenia, że mogę nie chcieć chodzić w sukience z wczorajszego wieczoru. Ubrałam błękitny crop top i białe spodenki. Spodobał mi się ten zestaw. Rozejrzałam się raz jeszcze. Nigdy nie przebywałam w tym domu o takiej porze dnia. Teraz już wiem jak to jest mieszkać w pałacu, mimo, że domu mojego ojca nie mam nic do zarzucenia. Weszłam spokojnym krokiem do łazienki, która była najwidoczniej tylko dla tego pokoju. Podeszłam do dużego zlewu na którym były kosmetyki. 
Zobaczyłam na jednej z buteleczek żółtą karteczkę samoprzylepną. 

"Zmyj się, moja pando. ♥"

Rozpoznałam na niej pismo Ludmiły. Zdziwiłam się i zmarszczyłam brwi w skupieniu. Podniosłam wzrok na duże lustro przedemną, i zaśmiałam się. PANDA.
Resztki makijażu i te sprawy. Mam nadzieję, że Leon się nie wystraszył. Wzięłam płatki kosmetyczne, wszystko co przygotowała Ludmiła. 
Cholera. Musiała przewidzieć moje "nocowanie" tutaj, bo wszystko było przygotowane. 
Zmyłam makijaż z twarzy mleczkiem o słodkim zapachu, za pomocą płatków kosmetycznych. Na tej samej półeczce dostrzegłam resztę kosmetyków. Podkład, korektor, puder, mascara, pomadka, paleta do konturowania... Czy ona na serio myśli, że ja tego wszystkiego potrzebuję?
Tak, Violetta. Potrzebujesz.
Wyglądałam fatalnie. W końcu nie wyspałam się do końca, czego dowodem była tylko moja twarz, bo poza wyglądem czułam się świetnie. Byłam wypoczęta i pełna energii, aby zacząć nowy dzień.
Pomalowałam się prawie niewidocznie, ale wystarczająco aby zakryć to, czego widać być nie powinno. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie podkreśliła oczu. Wytuszowałam rzęsy i lekko wymodelowałam brwi. Do tego przejechałam czarną kredką po górnej lini wodnej oka.
Idealnie. 
Opuściłam łazienkę, po czym w pokoju zaścieliłam estetycznie łóżko. Spojrzałam na zegarek. 
Punkt jedenasta. No nieźle. Wyszłam z pokoju cicho, a do moich nozdrzy niemal natychmiast dotarł rozkoszny zapach słodyczy. Po drodze przez kamienne schody oglądałam niezły bałagan, który panował w tym domu. Jak po typowej imprezie. Przechodząc przez salon, przypominałam sobie niesamowite wydarzenia ubiegłego wieczoru. Przekroczyłam powoli i cichutko próg kuchni. Leon stał tutaj i przygotowywał śniadanie. 
Nie wiedziałam jak zareagować, tak bardzo mi na nim zależało, że bałam się, że każde nieprzemyślane słowo może coś między nami zepsuć.

-Hej.-odezwał się pierwszy, wykładając jakieś ładne i urocze placuszki na talerz. 
Uśmiechnęłam się, stając obok niego i obserwując co robi. 
-Co moje kochanie tutaj gotuje?-przedłużyłam.
-Hmm, przeszliśmy na "moje kochanie"?-słyszę jego śmiech. Po chwili ustawia talerze oraz szklanki z sokiem pomarańczowym na stole, po czym wraca do mnie. Oparłam się o blat. -Może być kochanie, mi pasuje.-szepnął uśmiechnięty i objął mnie. Zarzuciłam ręce na jego szyję, wtulając się w niego szczęśliwa. Czego chcieć więcej? Leon to mój skarb.
-Nie zatrujesz mnie, prawda?-chichoczę mu do ucha. 
-Nie wiem, jeszcze nie próbowałem.-parsknął cichym śmiechem. 
-Więc musimy to zrobić, jestem głodna.-puszczam mu oczko. -A gdzie Lu?-pytam.
-Ludmiła jeszcze śpi, wydaje mi się, że nie jest sama. Po prostu boją się wyjść z pokoju i czekają aż to wszystko za nich posprzątamy.-och, mój śmieszek. 
-Mm, a może zaczniemy już jeść?-pytam, błądząc wzrokiem po ślicznie i apetycznie przyozdobionych plackach, jakie przygotował na śniadanie.
Leon zaśmiał się. Podszedł do stołu i odsunął mi krzesło abym usiadła, a gdy to zrobiłam, ucałował moją szyję. Wciąż nie przestaje mnie zaskakiwać. Mój ukochany ma na prawdę całkiem niezłe zdolności kucharskie, choć w sumie mnie to nie dziwi, bo przecież muszą żyć tu sami z Ludmiłą.
Podziękowałam chłopakowi za posiłek i pozmywałam naczynia. Na początku nie chciał się zgodzić, ale w końcu namówiłam go abyśmy podzielili się pracami, bo ten imprezowy bałagan sam się nie posprząta. 

-Ludzie, ciszej.-usłyszałam w pewnym momencie wołanie Federico. Wyłączyłam odkurzacz i popatrzyłam w kierunku schodów. Leon stanął obok mnie. Uśmiechnęłam się na widok zaspanego Włocha bez koszulki, idącego w samych spodniach. 
-Ej, nie patrz tak.-Leon spojrzał na mnie zazsrosny i zdjął koszulkę, rzucając ją na kanapę, w czasie gdy Fede wszedł do kuchni.
Przeniosłam wzrok na ukochanego a moje oczy zaświeciły się iskierkami. Nie mam pojęcia ile na to pracował, ale to bezkonkurencyjnie najlepszy tors na całym świecie...
Leon był tak seksownie umięśniony, czego raczej nie można powiedzieć o Federico.
Banan na mojej twarzy najwyraźnie zadowolił szatyna, bo paliło od niego satysfakcją. 
Podeszłam bliżej, dotykając jego torsu, a on objął mnie z uśmiechem.
-Zazdrośnik.-mruknęłam rozbawiona.
-Napaleniec.-zaśmiał się, po czym musnął moje usta swoimi.
-Na amory przyjdzie czas później, teraz trzeba tu posprzątać.-usłyszeliśmy chichot Ludmiły, przechodzącej cichutko obok nas. Oderwaliśmy się od siebie a Leon zabrał dłonie z moich pośladków, unosząc je w zabawnym geście niewinności.
-A tak w ogóle, jak się czujesz, pando?-Lusia zwróciła się do mnie. 
-Dziękuję.-szepnęłam i przytuliłam się do niej delikatnie. Ta wymiana zdań wprowadziła w zakłopotanie obu chłopaków, bo nie wiedzieli o co chodzi. 
-A wy nie obijajcie się, moglibyście nam pomóc.-ciszę przerwał Leon. -I weź się ubierz, stary.-dodał, zerkając na mnie kątem oka. Razen z przyjaciółką zaśmiałyśmy się. 
Leon i Federico zaczęli sprzątać w salonie, a ja z Ludmiłą zmywałyśmy stos naczyń, bo Leon upierał się, żebym się nie przemęczała...
Czasami mnie denerwuje, ale mimo wszystko kocham go tak cholernie mocno... Skończyliśmy pracę równo o godzinie piętnastej. Ludmiła i jej chłopak poszli do niego, a ja zostałam z Leonem.
Dosłownie "opadliśmy" zmęczeni na łóżko w jego sypialni. Zamknęłam oczy, leżąc spokojnie, a po chwili poczułam jak chłopak pochyla się nade mną i zaczyna składać na mojej szyi drobne, czułe pocałunki. Uchyliłam delikatnie wargi, wzdychając cichutko. Skończył serię pocałunków na moich ustach, w tym miejscu zostawiając najbardziej czuły i najdłuższy.

-Kocham cię.

_________________________________________________________

Dzisiaj tak słodko, bo miałam dobry humor.
Przepraszam Was, że przez dwa tygodnie nic się tu nie działo, ale jestem tak leniwa...
Rozdział dedykuję Domi, dzięki której zdecydowałam się jednak, żeby coś napisać. ♥
Komentujcie! 

9 kwietnia 2016

#18 "Urodziny"


***

**Violetta**

Nigdy nie zastanawiałam się po co właściwie żyję. Mam dopiero 17 lat, niewiele wiem o życiu. Powiedziałabym, że nawet wiele mniej niż moi równeśnicy. Miałam tak nieciekawą i nudną przeszłość...
Leon jest dla mnie wyjątkowy. To tak na prawdę on pokazał mi co to miłość. Jest jedyną osobą, którą kocham bezgranicznie, i z którą chciałabym zostać do końca życia. Chciałabym, żeby to wiedział.
I tu nasuwa się odpowiedź na moje pytanie:
Żyję dla niego.

Wstałam promiennie, przypominając sobie o wydarzeniach przeszłego dnia. Dzisiaj urodziny Ludmiły, więc szykowała się impreza u niej w domu. A co wiąże się z jej domem, to ma związek z Leonem. Może znowu do czegoś między nami dojdzie! ~ pisnęłam w myślach i nagle przypomniałam sobie, że przecież za godzinę mam iść z Francescą na zakupy i przy okazji po prezent dla Luśki. Cała sobota zawalona zajęciami. Miałam napięty grafik. 
Weszłam do łazienki, stając przed lustrem. Mam ochotę dziś zostawić włosy i nie kręcić ich jak zwykle. Hmm.., A co z makijażem? Postawiłam na dokładność. Musnęłam usta różową szminką, wytuszowałam rzęsy a wcześniej na powiekach narysowałam staranną kreskę. Nie bawiłam się tego dnia w fluidy i pudry, bo przy dzisiejszym zabieganiu i tak by mi to spłynęło, a moja cera wyjątkowo nie potrzebowała tego. Wybrałam z szafy ten zestaw: 


O godzinie dwunastej kończyłam jeść śniadanie. Włożyłam naczynia do zmywarki i słysząc dzwonek do drzwi, wyszłam z domu do przyjaciółki. Poszłam z czarnowłosą do galerii handlowej.
-To gdzie najpierw?-zapytała.
-Hmm... Nie mam się w co ubrać na dzisiejszy wieczór...-przyznałam.
-No to polecam ci ten sklep, Leon na pewno oszaleje, jak cię w czymś z niego zobaczy...-zachichotała, a ja spojrzałam na nią rozbawiona. 
-Dobry argument, idziemy tam.-pociągnęłam Włoszkę za rękę.
Wciągnęłyśmy się w wir zakupów, co zajęło nam kilka godzin. Trzeba być kobietą, żeby to zrozumieć. Byłam zadowolona z ubrań, które sobie upolowałam. 
Teraz czekała nas cięższa część zakupów, ponieważ znalezienie prezentu dla Ludmiły nie było łatwe. To jej osiemnastka, miałam totalną pustkę w głowie. W końcu mnie oświeciło. Kupiłam jej paletę cieni do powiek z najnowszej kolekcji jej ulubionej marki kosmetycznej. Strzał w dziesiątkę, i dość kosztowny prezent. 
Wróciłam do domu wykończona dopiero o siedemnastej. Impreza zaczyna się za dwie godziny. Padłam na łóżko i zaczęłam przeglądać telefon. Zobaczyłam, że Leon jest dostępny i zaczęłam się zastanawiać, czy do niego napisać. Długo jednak nie musiałam się zastanawiać, bo on zrobił to pierwszy. 

Leon - Dzień dobry, Vils.
Violetta - Mamy 17:15. Dopiero wstałeś?
Leon - Bardzo zabawne... Nie stresuj mnie, nie wiedziałem co napisać...
Uśmiechnęłam się, przygryzając wargę. To słodkie.
Leon - Nie uciekaj, Vils.
Leon - Wiem, że tam jesteś.
Violetta - No jestem, jestem.
Leon - Nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę.
Violetta - Więc widzimy się za dwie godziny. pa <3

Byłam cała w skowronkach. Tak bardzo chciałam, żebyśmy do siebie wrócili... Czuliśmy napięcie w swoim towarzystwie, wszystko działo się tak, jakbyśmy zakochiwali się w sobie od nowa. Byłam przy nim szczęśliwa. Szczerze szczęśliwa. Rozmarzyłam się, leżąc na łóżku. 
Co jakbyśmy dożyli razem spokojnej starości? Byli świadkami dorastania naszych dzieci? Wyobrażałam sobie różne magiczne sytuacje począwszy od oświadczyn, poprzez ślub i kończąc na wychowywaniu dzieci. 
Ocknęłam się godzinę później.
Wstałam niechętnie i udałam się do łazienki, gdzie nalałam gorącej wody do dużej wanny. Zrobiłam pianę i postawiłam na wolnym miejscu wszystkie produkty, które przydadzą mi się za chwilkę do pielęgnacji. Rozebrałam się, odkładając ubrania na pralkę, po czym przekręciłam złoty klucz w drzwiach, zamykając je. Wzięłam kąpiel, umyłam włosy i relaksując się w wannie, włączyłam delikatne masaże. Zmyłam resztki makijażu i przygotowałam cerę na coś mocniejszego. Uwielbiałam się malować, strasznie mnie to pociągało. Jednak nie miałam odwagi nigdy zrobić z siebie lalki barbie.
Wydepilowałam ciało, zostając w takim luksusie jeszcze trzydzieści minut. Wyszłam z wanny, owijając ciało czystym, białym i milutkim w dotyku ręcznikiem, po czym wzięłam drugi i zawinęłam w niego włosy. Osuszyłam się, i wróciłam do pokoju, stając przed łóżkiem. Ubrałam się tak: [klik]
Miałam wielką nadzieję, że Leonowi się spodoba. Francesca stwierdziła, że chłopak wręcz oszaleje na mój widok. Zachichotałam na wspomnienie o tym. Doczepiłam sobie włosy, które ostatnio dostałam w paczce. Tyle na nie czekałam... Efekt był dobry.
Podmodelowałam je prostownicą, idealnie zlały się z moimi prawdziwymi włosami.
Stanęłam przed lustrem i ubrałam jeszcze szpilki (widoczne w załączniku wyżej). Spojrzałam w swoje odbicie uśmiechnięta oraz podeekscytowana.
-Jest dobrze.-wyszeptałam zadowolona ze swojego wyglądu, przeglądając się.
Spojrzałam na zegarek i usiadłam przy toaletce w swoim pokoju. Osiemnastka przyjaciółki jest tylko jeden raz w życiu. Co mi szkodzi. Zrobiłam taki makijaż: [klik]
-Jest pięknie...-westchnęłam zachwycona. Spojrzałam na zegarek. Za dziesięć minut musiałam być na miejscu!
Zerwałam się, biorąc szpilki w rękę i zbiegając z nimi na dół. Ubrałam je przy drzwiach, po czym obwieściłam Oldze, że wychodzę z domu. Nie rozumiałam, czemu ojca znowu nie było. W sumie to miałam to gdzieś.
Wyszłam, idąc powoli przez ścieżkę prowadzącą do bramy ogrodu. Po kilku minutach wydostałam się z posiadłości ojca. Skręciłam w lewo w kierunku domu Verdas'ów. Gdy się zbliżałam, zdawałam sobie sprawę, że tak na prawdę robi się coraz ciemniej. Spojrzałam na zegarek i przyspieszyłam kroku w obawie, że spóźnię się na imprezę swojej najlepszej przyjaciółki.
Wielka, czarna brama otworzyła się przedemną, a droga do ich pięknego, wielkiego domu była oświetlona barwnymi światełkami. Czułam, że to będzie niesamowity wieczór. Musi taki być, w końcu to osiemnastka Lu. Nareszcie dotarłam. 19:01... Ty to masz wyczucie, Violetta.
Zadzwoniłam, było słychać już muzykę ze środka. Miałam nadzieję, że nie będę ostatnia. Otworzył mi Federico, chłopak Ludmiły. Uśmiechnęłam się do niego, chłopak przytulił mnie.
-Pięknie wyglądasz.-szepnął, na co zachichotałam. To miłe z jego strony. Tak bardzo się starałam, żebym się dziś komuś podobała...
Oderwaliśmy się. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, było już dużo osób, ale z tego co wiem, Ludmiła zaprosiła całą szkołę, a kto nie przyszedłby na imprezę do Verdasów...
Tak, oni zawsze byli w centrum zainteresowania.
Zobaczyłam Ludmiłę, rozmawiającą z kilkoma dziewczynami. Wyglądała ślicznie. Tak strasznie ją kocham... Jak siostrę. Podeszłam do niej i wręczyłam jej prezent.
Wyściskałyśmy się nawzajem, złożyłam jej najlepsze życzenia jakie tylko potrafiłam. Nim się obejrzałam, ludzi było naprawdę bardzo dużo.
Nigdzie nie widziałam Leona. Szkoda, bo nie ukrywajmy - przyszłam tutaj również ze względu na niego. Po chwili weszłam do przestronnej kuchni, gdzie też było nastrojowo. Był tam Fede i jego koledzy.
-Mmm, Federico...-zaczęłam niepewnie i pociągnęłam go za rękę na bok.
-Tak, Violu?-zapytał z uśmiechem.
-Widziałeś może... No... Wiesz...-wymamrotałam nieśmiało.
-Zapragnęło ci się Leonka, co?-zaśmiał się.
-No ciszej.-burknęłam zawstydzona, uderzając go delikatnie w ramię.
-Powinien być w salonie.
Kiwnęłam głową i poszłam tam. Przeciskałam się przez tańczące pary, aż w końcu spotkałam Francescę. Leona nie mogłam znaleźć, a przecież tak mi na tym zależało...
Nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje od tyłu, przyjaciółka przedemną płonęła w uśmiechu i kiwnęła lekko głową, po czym odeszła. Dotarły do mnie te przecudowne perfumy. Uśmiechnęłam się delikatnie i odwróciłam w jego stronę.


***
**Leon**

-Tak długo cię szukałem...wymruczałem jej cicho do ucha, obejmując ją. 
-Ja ciebie też.-powiedziała z tym swoim pięknym uśmiechem. Odeszliśmy na bok, bo był tu zbyt duży tłum, a chcieliśmy porozmawiać. W końcu wyszliśmy na balkon. Była ciepła noc. W dodatku światło księżyca wszystko pięknie oświetlało.
Wtedy zobaczyłem, jak wspaniale wygląda. Przez chwilę błądziłem po niej wzrokiem, nie mogąc nic z ciebie wydusić.
-Coś nie tak?-zapytała w końcu, wyrywając mnie z przemyśleń.
-Em... Wyglądasz przepięknie...-przyznałem, opierając się o balkon i przyciągając ją lekko do siebie w talii. Uśmiechnąłem się.
-A dla kogo się pani tak wystroiła, hmm?-mruknąłem, wtulając twarz w jej szyję. 
-A dla takiego jednego pana.-usłyszałem jej cichy chichot. 
-Na prawdę? Wydaje mi się, że temu panu bardzo się podobasz, wiesz?-zaśmiałem się.
Nic już nie odpowiedziała, tylko wtuliła się we mnie. Uśmiechnąłem się, to urocze. 
-Chcesz się czegoś napić?-zaproponowałem.
Byliśmy już tak blisko do odbudowania naszej dawnej relacji... 

-Violu, porozmawiamy?-zapytałem, gdy siadaliśmy na kanapie. Podałem jej napój z niewielką ilością alkoholu.
-Pewnie, o czym?-posłała mi uśmiech. 
-Wydaje mi się, że czujesz do mnie to samo co ja do ciebie...-zacząłem, z początku niepewnie. Ona przyglądała mi się. -Jesteś piękną, mądrą i po prostu świetną dziewczyną, nigdy sobie nie wybaczę naszego rozstania. Chciałbym, żebyś... Żebyś mi powiedziała czy ja... Mam u ciebie jeszcze jakieś szanse? Kiedy Camila zaczęła zmawiać się z Diego, żeby nas od siebie oddalić, ja... Uświadomiłem sobie, jak bardzo cię kocham. Pomyślałem, że będę walczył. A teraz, kiedy widzę, że nie wszystko stracone, pozwól mi być przy tobie, bo każdy dzień bez ciebie to dzień stracony...-wyznałem, patrząc w jej piękne, czekoladowe oczka. Złapałem jej dłoń niepewnie i splotłem nasze palce.
Tym razem to ona posunęła się krok dalej.
Pocałowała mnie. 
A nie był to zwykły pocałunek.
Zrobiła to z wielkim uczuciem, opanowaniem i delikatnością, jednocześnie z namiętnością i czułością... Uwielbiałem, gdy nasze usta zlewały się ze sobą, bo idealnie się dopełniały. Smakowała słodko, jednocześnie troszkę drinkiem, więc zacząłem się zastanawiać ile właściwie wypiliśmy. Nie chciałem się odrywać, ona najwyraźniej również. Usiadła mi na kolanach, uśmiechnąłem się pod nosem. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie, jej ręce objęły moją szyję. Oparłem się o kanapę, wodząc dłońmi po jej ciepłych plecach. Czasem przerywaliśmy, by nabrać oddech, ale szybko wracaliśmy do swojego poprzedniego zajęcia, z chwili na chwilę stającego się czymś bardziej odważnym.
-Kocham cię...-wyszeptała mi w usta, uśmiechnąłem się. Nareszcie wszystko między nami się wyrównało...


Targa nami pożądanie i namiętność. Całuję całe jej ciało, zostawiając na szyi dziewczyny zaróżowione ślady zwane malinkami, a z jej cudownych ust wydobywają się ciche jęki. 
Wracam pocałunkami do jej warg, wpijając się w nie namiętnie i pozbywając się resztek naszych ubrań. Układam ją wygodniej na łóżku, wcześniej zamknąłem drzwi mojej sypialni na klucz, więc nie muszę się martwić, że ktoś z dołu nas przyłapie. Pozatym muzyka gra głośno. Leży podemną całkiem naga, jest piękna. Tak bardzo ją kocham. Sunę wargami od szyi, poprzez piersi aż do podbrzusza. Nakrywam nas kołdrą, pod którą znikam. Kieruję się coraz dalej a po chwili sprawiam, że zaczyna z siebie wydawać ciche okrzyki rozkoszy. Po dłuższej chwili przestaję, obserwuję z lekkim rozbawieniem, jak spragniona domaga się więcej. Pochylam się nad nią, słuchając jej błagań, i uśmiechając się zadziornie. Kiedy wyraźnie oznajmia mi, że jest gotowa, Wykonuję serię delikatnych i czułych pchnięć, dzięki których ją rozdziewiczam.
Tak zaczyna się nasza namiętna, długa i pełna rozkoszy noc.

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Z góry przepraszam, nie umiem pisać scen +18 xd ♥ 




















2 kwietnia 2016

#17 "Rozkosz"




***


**Violetta**

Diego czarował w taki sposób, że naprawdę ciężko było się w nim nie zauroczyć. Jednak pomagała mi Ludmiła, której słowa utkwiły w mojej pamięci. Diego to zły człowiek. I chce mnie wykorzystać. Tego się trzymałam.
A z Leonem? To już zamknięty rozdział. Było pięknie, ale nasze uczucie umarło.
Starałam się jakoś po tym pozbierać, w końcu minął już ponad miesiąc od naszego rozstania.
Zauważyłam ostatnio, że Leon często na mnie zerka. Pogodziłam się z jego stratą.

Właśnie wyszłam z domu i wyminęłam limuzynę ojca, mówiąc szoferowi, że do szkoły chętnie się przejdę. Była na prawdę śliczna pogoda. Słońce leniwie prześwitywało przez kwieciste korony drzew, aż człowiekowi polepszał się humor. Ponadto jak na godzinę - spojrzałam na zagarek - 7:20 było bardzo ciepło. Ruszyłam pięknym parkiem w stronę szkoły, idąc mijałam miejsce naszego pierwszego pocałunku. Lekko się zdziwiłam, bo zobaczyłam tam Leona, stojącego blisko jeziorka i wrzucającego kamyczki do wody.
-Nie zamyślaj się tak, bo cię okradną.-zachichotałam wesoło, stając obok niego.
Chłopak spojrzał na mnie. Od zerwania nie zamieniliśmy ze sobą żadnego zdania, a jego wzrok wyrażał wszystko. Zawstydziłam się, spuszczając głowę. Byłam speszona tą sytuacją. Wciąż cierpiał.
Niezręczna cisza.
-Cześć.-Verdas w końcu ją przerwał.
Spojrzałam na niego i zacisnęłam wargi w cieńką linię i pokiwałam lekko głową.
-Miło mi znów usłyszeć twój śmiech i zobaczyć ten piękny uśmiech.-powiedział, błądząc wzrokiem po mojej twarzy.
Uśmiechnęłam się specjalnie dla niego.
Momentalnie wszystkie uczucia do mnie powróciły. Chcę czy nie, wciąż go kocham.
-Idziemy do szkoły?
-Jasne.-szepnęłam.



***

**Leon**

-Często olewasz przyjaciół?-zaśmiałem się cicho.
-Co?-Violetta była nieco zdezorientowana.
-Nie pamiętasz? Wczoraj miałaś przyjść do Ludmiły.
-Ojejku, zupełnie zapomniałam!-zakryła sobie usta dłonią. -Byłam z...
-Z Diego?-wyrwało mi się z ust.
-Proszę?
Spuściłem głowę. Cholera. W co ja brne...
-Leon?-stanęła przedemną, podnosząc mój podbródek.
-Przepraszam, ja...-wymamrotałem
Ona tylko zaśmiała się. Spojrzałem na nią zdezorientowany.
-No nie wierzę...-śmiała się słodko, tak, że wywołała mój uśmiech.
-Co jest?-szepnąłem, patrząc na nią zauroczony.
-Po prostu nie wierzę, Leon. Jesteś zazdrosny!
Uniosłem brwi, oburzony. Niby ja? Co takiego?
-Pff...-prychnąłem. -Daj sobie spokój...-zaśmiałem się ironicznie. -Ja? Zazdrosny? Że ja?-uderzyłem się palcem w klatkę piersiową. -Nigdy w życiu...-mruknąłem, podchodząc do niej.
Wiał delikatny powiew, który muskał jej jasne włosy. Miała delikatny, uroczy makijaż i błękitną, zwiewną sukienkę na sobie. Jest przepiękna, zawsze była. Śliczna, słodka, zabawna, rozkoszna. Tylko nie moja. Jest najcudowniejszą dziewczyną, jaką w życiu spotkałem. Chciałbym dawać jej miłość, czułość, rozmawiać z nią, słyszeć jej chichot i codziennie widywać ten piękny uśmiech goszczący na jej rumianej buzi. Straciłem ją i nie mogłem się z tym pogodzić. Oddałbym naprawdę dużo, żebyśmy wrócili do siebie. Chciałbym być w jej oczach chociaż przyjacielem, bo raczej już nic do mnie nie czuje. To rozstanie to największy błąd w moim życiu.
Życie.
To właśnie ona była tą jedyną, tylko z nią chciałbym je spędzić. Czułem w sercu rozsadzający ból.
-Leon, wszystko dobrze?-Castillo wyrywa mnie z głębokich przemyśleń.
Patrzę na nią smutnym wzrokiem.
-Co się dzieje, ska... Ee... No...?-patrzy mi prosto w oczy.
Skarbie. Chciała to powiedzieć.
Zbliżam się, ujmując w dłoni jej policzek i głaszczę go delikatnie. Czuję na sobie jej przyspieszony oddech, widzę jak przymyka oczy. Moje serce bije szybko, jakby chciało do niej wyskoczyć.
Zbliżam się jeszcze odrobinę, pocierając nasze nosy o siebie, a jedną ręką przyciągam jej ciało do siebie, przyciskając je tak, że z jej boskich ust wydobywa się cichy jęk. Dziewczyna zwilża językiem swoje wargi, a ja przejeżdżam po nich kciukiem. Ona przysuwa się do mnie zniecierpliwiona. Jestem tak cholernie szczęśliwy, odsuwam od niej delikatnie, uśmiechając się pod nosem a jej głowa na której twarzy tkwi uśmiech, podąża za moją. Zabieram dłoń z jej policzka, obejmując ją w talii i przyciskając do swojego ciała, tym razem słysząc z jej ust niewinne westchnięcie. Złączam nasze wargi w czułym, długim pocałunku. Tak długo na to czekałem...
Cieszę się, gdy Violetta odwzajemnia pocałunek. Pieszczę jej usteczka namiętnie, czule i z miłością, wodząc dłońmi po jej ciele. Tęskniłem za nią. Gdy odrywa się by nabrać oddechu, ja schodzę pocałunkami na jej szyję, a ona odchyla głowę by ułatwić mi do niej dostęp. Gładzę dłońmi jej biodra, spowrotem przybliżając się do niej i zostawiając gorące pocałunki na jej delikatnej skórze szyi. Dyszała cichutko, najwyraźniej nie mogąc uspokoić oddechu.



***

**Violetta**


-Nie wyobrażasz sobie co ze mną robił...-wymamrotałam wyraźnie każde słowo, stojąc na korytarzu przed klasą, jakąś godzinę po owym pocałunku. Rozmawiałam z Federico.
-Nie zapomnij oddychać.-chłopak zaśmiał się.
Zaczęłam lekko podskakiwać, piszcząc cicho. Rzuciłam się na szyję Włochowi, który wciąż się ze mnie śmiał.
-Nie za wygodnie ci, Vils?-usłyszałam mruknięcie Ludmiły, przez co oderwałam się od szatyna i spojrzałam na blondynke,  chichocząc rozpromieniona.
-A tej co?
-No... Biorąc pod uwagę, że twój braciszek prawie ją wziął...
-Prawie co zrobił?-krzyknęłyśmy razem identycznie i jednocześnie. Feder zaczął się śmiać. Spojrzałam na Ludmiłę cała rumiana.
O wilku mowa. Leon podchodzi do nas z tym swoim łobuzerskim, boskim uśmieszkiem. Zastanawiam się gdzie mogę uciec, bo jak tak na niego patrzę to robię się zwyczajnie gorąca. Szczerzę się do niego swoim delikatnym i przepełnionym słodyczą uśmieszkiem a on odwzajemnia mi to gdy jego usta układają się w zalotny kształt.
~Nie no, zaraz tu padnę. O cholera. Puścił mi oczko?!~ krzyczałam w myślach.

Nic nie było poukładane. Utonęłam w miłości do niego jeszcze głębiej niż kiedyś. Moje serce biło nadzieją na naszą wspólną przyszłość. Byłam pewna siebie jak jeszcze nigdy, choć nie odzywałam się do niego. Właściwie tego dnia niewiele rozmawiałyśmy. Nasz kontakt wzrokowy uzupełniał idealnie wszystko. Rozpływałam się na wspomnienie, które wracało do mnie jak boomerang. Czułam jak rozgrzewa się nademną gar gorącej czekolady, którego zawartość po chwili rozkosznie pokrywa całe moje ciało.
Jest cudowny.
Siedziałam właśnie u siebie w pokoju i pisałam z Ludmiłą. Twierdziła, że Leon przez cały dzień nie odezwał się do nikogo słowem.



*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~**~*~*~*~*~*~*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

PS. Zapraszam serdecznie na moje drugie opowiadanie, jest ono pisane na wattpadzie i ma dość kreatywną fabułę. Na razie pojawił się tam prolog, mam nadzieję, że was zainteresuje! ♥ KLIK ♥

26 marca 2016

#16 "To wszystko już się działo"

Droga wolna. Więc leć jak ptak, masz przed sobą cały świat.





***
**Violetta**


Minął miesiąc, a ja nie mam żadnego kontaktu z Leonem, poza codziennym widywaniem się w szkole. Traktował mnie jak powietrze. W dodatku zauważyłam, jak Diego zaczął się do mnie zbliżać. Z dnia na dzień był coraz śmielszy, posuwał się coraz dalej. A ja traciłam już jakiekolwiek nadzieje na to, że Leon mnie wciąż kocha i wrócimy do siebie.
Po prostu cierpiałam.

-Violetta, co powiesz na jakiś... Wypad na lody po szkole?-stojąc na szkolnym korytarzu usłyszałam głos Ludmiły.
-Nie, jakoś nie mam nastroju.
-Tylko szkoda, że nie masz nastroju już od dawna. Tęsknię za moją przyjaciółką, co z nią zrobiłaś?
-Nie wiem, zapytaj Leona...-wyszeptałam.
-Będę po ciebie o 17.-mruknęła, wymijając temat i weszła do klasy.
Westchnęłam ciężko, siadając przy niej w ławce i wyjmując książki.
Lekcja się zaczęła, na końcu klasy jak zwykle było słychać chichoty Camili i Diego. Siedzieli razem, z chwili na chwilę coraz bardziej wydawało mi się, że są razem. Jednak gdy tylko na niego spojrzałam, chłopak puścił mi oczko. Co dziwne, w klasie nie było Leona. 
Po 45 minutach wyszliśmy z klasy, a ja podeszłam do szafki.
-Zrobię wszystko, żeby dziewczyna, którą kocham była szczęśliwa.-usłyszałam głos Leona. Stał niedaleko i rozmawiał z Diego, wyglądali jakby mieli się rozszarpać. Musieli się o coś pokłócić. Zamknęłam szafkę i spojrzałam na nich, byłam ciekawa i jednocześnie cholernie zabolało mnie to, że Leon jakąś kocha. Jak widać bardzo kocha, skoro mówi tak ostrym tonem.
Diego uśmiechał się ironicznie. Nie rozumiem. Na początku bili się tak samo o mnie...
Nie, to niemożliwe...
Obydwaj kochają Camilę?
Coś we mnie pękło. Przymknęłam oczy na chwilę, próbując pozbyć się złych myśli. Usłyszałam jak ktoś podbiega do mnie i obejmuje mnie.
-Violu, dobrze się czujesz?-to Diego.
Jego głos był przepełniony troską, a czułość z jaką mnie złapał była po prostu niesamowita.
Otworzyłam powoli oczy, może chłopak uznał, że zemdlałam.
-Jest okej.-wyszeptałam, zagłębiając spojrzenie w jego ciemnych oczach. Były piękne, głębokie, ale nie te, za którymi tak strasznie tęskniłam.
Dobrze, ale tak bardzo źle.
Oderwałam się od niego, bo gwałtownie wszystkie wspomnienia do mnie powróciły. Moje policzki szybko zalały się łzami, spojrzałam spanikowana na Leona, który stał zmartwiony i jednocześnie zły na Diego, wróciłam wzrokiem na Hiszpana, i wybiegłam ze szkoły z płaczem. Nie mogłam w to uwierzyć, że tyle pięknych chwil z Leonem teraz zamieniły się w przeszłość.
Tylko przeszłość.
Nie potrafiłam już być na niego zła, nienawidzić, nie rozumieć... Chciałam, żeby do mnie wrócił, potrzebowałam jego czułości, miłości, głosu, dotyku. Po prostu jego obecności i świadomości, że jest tylko mój a ja jestem tylko jego.
To niesamowite, jak łatwo mi jest przywiązać się do kogoś. Moje życie chwilowo było ubarwione...
A teraz?
Usiadłam na ławce na zapleczach szkoły, nie mając jednak odwagi by z niej uciec.
Leon wyglądał jakby czuł się winny. Może i dobrze? To tylko jego wina.

***
**Leon**

-Zamorduje cię kiedyś...-warknąłem do hiszpana, przyciskając go wściekły do szafek. Buzowała we mnie złość, ale odpuściłem, bo nie chciałem mieć znów problemów z jego matką i dyrektorem. 
Następna lekcja to W-F. Przebrałem się szybko, żeby mieć jak najkrótszy kontakt z Diego w szatni i poszedłem na salę, z nudów kopiąc sobie piłkę.

W schowku na piłki usłyszałem znajomy głos:
-Pamiętajcie, gdy Violetta będzie wchodziła, naprężamy tą folię, tuż obok będzie stał Diego, ma wpaść w jego ramiona, a wtedy wreszcie się w nim zakocha. Jest do tego już na prawdę blisko. Damy radę.-Camila mówiła do swoich koleżanek. Spojrzałem w dół, pod nogami napięty był foliowy, bezbarwny sznurek, którego nie było widać. 
Cholera, uknuły. Musze coś z tym zrobić. Jak to blisko do zakochania?!!
Stanąłem naprzeciwko Diego, który najwyraźniej był już na umówionej pozycji. Był zdezorientowany tym, że mogę przez to gdzie stoję utrudnić im plan. Przy odrobinie szczęścia Violetta może wpaść w moje ramiona.
Zobaczyłem ją, ale nagle obleciał mnie strach. Znienawidzi mnie, jeśli ją dotknę.
Szła spokojnym krokiem, zagadałem Federico, żeby to wyglądało naturalnie. Przez ułamek sekudny widziałem jak spada, a potem upada w ramiona Diego, który szybko wykorzystuje ten moment i całuje ją.
Deja vu.
Przypomniał mi się moment kiedy jakiś facet pocałował ją na schodach a ja przyniosłem jej sweterek. Niby drobnostka, niby nie byliśmy już razem, a jednak zabolało i to bardzo. Mając świadomość, że tak tęskniłem za jej wargami, że kiedyś sam ją całowałem, rozwalało mnie. Nie mogłem tego znieść, ale tłumiłem w sobie emocje tylko ze względu obecności całej klasy. Już dawno sprałbym go, ale pamiętam reakcję Violetty na jego wypadek, chyba za bardzo by ją to zraniło.

Uśmiechnąłem się ironicznie i wróciłem do grania z chłopakami, nie wyrażając swoim ciałem żadnej emocji. Nie wiem czy odwzajemniła, czy jej się podobało, czy są razem, czy uderzyła go w tą jego piękną buźkę. Traktowałem tą dwójkę jak powietrze a na sali dosłownie roznosiło mnie. Podawałem piłkę mocno, wyrażałem swoją złość fizycznie, lecz wyraz twarzy wciąż został obojętny.
Bałem się na nich spojrzeć, bałem się, że zobaczę obraz szczęśliwej pary. Czułem się jak tchórz.
Zdałem sobie sprawę, że nasze rozstanie spowodowane jest moim strachem. Przecież powinienem ją teraz wspierać, nie ma nikogo. Muszę ją odzyskać, poczułem nagły napływ motywacji.
Jednak czy to możliwe? Chyba za bardzo ją skrzywdziłem, by mi wybaczyła...

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

No to pocałunek Dieletty możecie dokończyć sobie sami, ponieważ póki co nie dowiecie się czego będzie początkiem lub czy cokolwiek zmieni. Miałam bardzo dużo problemów z napisaniem tego rozdziału, ma on tygodniowe spóźnienie, mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest ://

PS: Data dodania rozdziału to moje urodziny, więc dedykuję go Wam wszystkim ♥

13 marca 2016

#15 "Cierpienie"





Dedykacja dla Maddy, która trafiła komentarzem w sedno mojego pomysłu! ♥


***
**Violetta**

-Leon, do cholery! O czym ty w ogóle mówisz?-pytam roztrzęsiona. Jak to dla mojego dobra?!
-Violetta, zrozum. Tak będzie lepiej.
-Nie! Nic nie będzie lepiej! Bo cię kocham i w tej chwili czuję się wykorzystana, bo przyszła jakaś laska, która niby może zrobić mi krzywdę a ty ze mną zrywasz? Nie rozumiem, nie... Nie zgadzam się, Leon!-prawie wykrzyczałam przez płacz.
-Uspokój się, proszę...
Nie dałam mu dojść do głosu. -Nie!-wrzasnęłam. -Nie rozumiem jak możesz mi to robić, nie rozumiem! Chciałeś się zabawić moimi uczuciami, tak? Nienawidzę cię!-odepchnęłam go gdy się zbliżył.
-A ja cię kocham, tylko nie możemy być razem.-dotknął mojego drżącego ramienia. -Nie możemy, bo Camila to moja była dziewczyna. Napisała mi, że zrobi wszystko, żebyś cierpiała tak samo jak ona, niby przeze mnie. Jestem w tobie szaleńczo zakochany, musisz mi uwierzyć. Będzie mi strasznie ciężko żyć, nie mogąc cię dotknąć, przytulić, pocałować... Nie mogąc być przy tobie. Jednak nie pozwolę aby stała ci się krzywda, nie dopuszczę do tego. Dlatego jestem w stanie podjąć taką decyzję...-mówił, ale znów mu przerwałam. 
-Gdybyś mnie naprawdę kochał, to powiedziałbyś, że razem damy radę, że przy tobie mogę czuć się bezpiecznie! Pewnie spodobała ci się inna, i to tylko wymówka, żeby zakończyć nasz związek.-po wypowiedzeniu ostatnich słów, wybiegłam stamtąd zapłakana. 

Nie mogłam w to uwierzyć. Właśnie mnie zostawił. Osoba, którą szczerze darzyłam miłością, jedyna bliska mi osoba na całym świecie. Teraz go straciłam i jestem zupełnie sama. Niekochana przez nikogo. Zbiegłam na parter w szkole i rozglądałam się. Pełno tu roześmianych uczniów, słyszałam tylko przytłumione dźwięki, stopniowo coraz bardziej zamazywał mi się obraz przed oczami. Stałam na środku korytarza, nie potrafiąc zatrzymać fali łez. Usłyszałam kilka drwin i śmiechów na mój temat, pewnie śmieszył ich mój widok, bo wyglądałam co najmniej jak dziewczyna z psychiatryka. 
Usłyszałam za plecami przytłumione wołanie swojego imienia. Odwróciłam się, po czym cała zalana łzami wybiegłam ze szkoły. Pobiegłam prosto do domu, gdzie wskakując do łóżka, w nielepszym humorze spędziłam resztę dnia. Moje oczy były już zmęczone długimi godzinami ciągłego płakania, nie mogłam się z tym pogodzić. Może i zachowywałam się jak dziecko, ale to tak strasznie bolało...
Słysząc po raz setny od powrotu do domu dźwięk dzwonka telefonu, byłam zmuszona go wyłączyć. 
Zagrał sobie ze mną, zniszczył mnie tym. Nie chcę go znać, właśnie stał się nikim w moich oczach. 
Miałam trzydzieści osiem nieodebranych połączeń od Leona i około dwudziestu smsów. Nawet nie miałam ochoty na to patrzeć. Straciłam całą chęć do życia. Przecież mogłam się nim cieszyć zaledwie kilka dni...
Co jest ze mną nietak? Najpierw rodzice - nie obchodziłam ich, moja matka zginęła. Musiałam wrócić do ojca, który wciąż ma mnie gdzieś, później śmierć babci... A teraz Leon. Nie mogłam tego znieść, czułam się pomiatana. 
A może to jakiś znak? Może muszę się przygotować na jakąś rewolucję, postawić się?
Nie, mam siedemnaście lat i niczego jeszcze nie wiem o świecie. Możliwe, że to dopiero początek, może każdy przez to przechodzi... Na pewno są ludzie, żyjący z większymi problemami, i oni na pewno radzą sobie z nimi lepiej niż ja...

***
**Leon**

Mijają dni, czuję się jak śmieć, jej nie ma w szkole, nie odzywa się. Diego wyszedł już ze szpitala i chodzi z nami do szkoły, boję się jedynie, że stanie się pocieszeniem dla Violetty, będą spędzać więcej czasu i coś ich połączy... 
Strasznie się tego bałem, chwilami miałem wrażenie, że to wszystko mnie rozsadzi. Cholernie za nią tęskniłem, modliłem się, żeby nie zrobiła sobie krzywdy, żeby jakoś z tego wyszła cało. Nie żałowałem, że zakończyłem nasz związek. Mimo, że cały czas tak samo mocno ją kochałem, ciągle była dla mnie tak samo ważna, nie potrafiła mnie zrozumieć. Gdyby wszystkiego było mało, Camila zaprzyjaźniła się z Diego. Z tego nic dobrego nie wyniknie. 
Dziś piątek, cały tydzień Violetta nie przychodziła do szkoły.
Zapukałem do pokoju siostry.
-Ludmiła, wiem, że się przyjaźnicie, i nie możesz mi udzielać żadnych informacji o niej, ale do cholery ją kocham i obie musicie zrozumieć, że przemyślałem to co zrobiłem. I nie będę tego żałować, bo Camila jest naprawdę niebezpieczna. Na dodatek połączyła siły z Diego i zrobią wszystko, żeby zrazić ją do mnie i jeszcze bardziej podniecić w niej złość do mnie. Musi zobaczyć, że nic mnie z nią już nie łączy, aż sobie da spokój. Nie mogę ryzykować, nie pozwolę, żeby ktokolwiek ją skrzywdził... Wtedy do siebie wrócimy. No... przynajmniej będę starał się ją odzyskać...-mówiłem, stojąc przed drzwiami od jej pokoju. Usłyszałem płacz, chwyciłem delikatnie za klamkę a na łóżku Ludmiły zobaczyłem Violettę. Zaparło mi dech w piersiach, nie sądziłem, że przezemnie jest w takim stanie. Wyszedłem stamtąd szybko, wściekły na siebie i jednocześnie tak wzruszony, smutny tym widokiem... Wbiegnąłem do łazienki od swojego pokoju, trzaskając drzwiami, i opierając się o zlew. Spojrzałem powoli w lustro, patrząc sobie samemu w oczy. Spuściłem spowrotem głowę i zacząłem płakać. Przecież ona nigdy mi nie wybaczy... Czułem się zwyczajnie bezsilny, chciałem tylko, żeby mnie zrozumiała. Opłukałem twarz zimną wodą, ogarnąłem się, i wyszedłem, ale jej już tu nie było. Szukałem jej po całym domu, musiała wrócić już do siebie. Nie wierzyłem w to co się dzieje, jeszcze nigdy tak nie cierpiałem... 

Następnego dnia pojawiła się w szkole. Od pierwszej lekcji unikała mnie, a ja sam nie potrafiłem się do niej odezwać. Zabrakło mi odwagi, pozatym wątpię, żeby chciała ze mną rozmawiać. Nienawidziła mnie. 
Kolejne zajęcia to WF. Kiedy wszedłem na salę gimnastyczną z Federico, mój wzrok zatrzymał się na ukochanej. Bardzo schudła, na jej twarzy nie było uśmiechu. Zmieniła się, odebrałem jej radość życia.
Podczas grania w piłkę nożną wpadła na mnie, a później potraktowała jak powietrze. Nie dała się tknąć. Coś we mnie pękło, staliśmy się zupełnie obcymi dla siebie osobami. Cierpieliśmy naprawdę mocno, co każdy zauważał na każdym kroku. Właśnie wtedy razem zauważyliśmy pierwsze kroki Camili i Diego. Dziwnym trafem on zawsze rozmawiał z Violettą w czasie gdy ja rozmawiałem z Camilą, a ta dwójka podczas zadawania różnych dziwnych pytań i prób zagadania, wymieniała ze sobą tajemnicze spojrzenia. 
Bałem się na każdym kroku, że chociażby ktoś podstawi nogę mojej kruszynce, nawet taka drobnostka a serce rozpadłoby mi się na miliony kawałeczków. Cokolwiek by się jej stało i tak będę się za to obwiniał. Czas mijał tak nieubłaganie szybko, a ja nie dostawałem od Violetty żadnych sygnałów. Póki co cały mój plan przebiegał zgodnie i miałem nadzieję, że wszystko się uda, i że będę mógł do niej wrócić... Była całym moim światem i nie mogłem patrzeć jak zalewa się depresją i co gorsze prawdopodobnie anoreksją.

Tym sposobem mijały minuty, godziny, dni, jeszcze gorsze noce aż w końcu od tego wszystkiego uzbierał się miesiąc. 
Miesiąc cierpienia, pozbawiający nas każdego rodzaju kontaktu.

_________________________________________________________________________________

Mimry z mamrami, moim zdaniem rozdział jest beznadziejny, ale co wy o nim myślicie, napiszcie w komentarzu. Tracę radość z pisania tego opowiadania. 


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

5 marca 2016

#14 "Intryga"



***
*Leon*


Następny dzień w szkole nie zapowiadał się dla mnie najlepiej. W końcu w skali od 1 do 10, jestem przygotowany na dwa, ponieważ całą resztę dnia spędziłem z Violettą w moim pokoju. Rozmawialiśmy, przytulaliśmy się i miło spędziliśmy czas.
Czasami dostałem od niej buziaka, co było czymś błogosławionym, bo robiła to w taki sposób, że aż chce się więcej. A cóż ja mogę więcej mając siedemnaście lat, nie będąc nawet pewnym czy jest się w związku i w dodatku mając do czynienia z tak drobną, czułą i wrażliwą osóbką jak Violetta. Jednym słowem - nic. Nie jestem pewnien, czy chcę... Nie myślę o tym teraz, bo mam znacznie większe zmartwienie.
Kiedy szatynka zdecydowała się wrócić do domu około godziny 21, dostałem wiadomość.

"Widziałam, że nieźle się bawiłeś dzisiaj na boisku. Szkoda, że kiedyś robiliśmy to samo. Zapewniałeś mnie, że będziemy razem już do końca, że jestem tą jedyną...
A co z tego było prawdą? Jak się kocha, to na zawsze. Właśnie.
To mogę w tej chwili wiedzieć na 100%, bo kiedyś się w tobie zakochałam, i uwierz - próbowałam przestać, jednak to nie jest takie łatwe. Zmieniasz sobie laski jak skarpetki, bo masz duże powodzenie. To przykre. Chciałam ci jedynie uświadomić, że cierpię przec ciebie. Nie było łatwo patrzeć, jak niemal połykaliście się na tej trawie. Tęsknię za tym, wiesz?
Zawiodłam się na tobie, zrobię wszystko, żeby dziewczyna nie musiała przechodzić przez to samo i żeby dowiedziała się prawdy o tobie."

Z tego miejsca wszystkie wspomnienia do mnie powróciły.


***
**Violetta**

Budzę się rano dzięki wpadającym promieniom słońca, które dość intensywnie oświatlają mój pokój. Wczoraj zapomniałam, żeby zasłonić zasłony. Może i dobrze? Chodzę cała w skowronkach, jakby mój świat nagle nabrał barw. Może właśnie tak jest? Tak! Jesteśmy razem! 
Chyba.
W praktyce nie rozmawialiśmy o tym, nie mieliśmy czasu. Wczoraj tylko cieszyliśmy się sobą, albo rozmawialiśmy o wszystkich innych sprawach, które w rzeczywistości nas nie dotyczą. Cieszę się, że tak szybko odnaleźliśmy nić porozumienia. 
Jednak raczej jesteśmy razem. W końcu nie całuję się z byle kim... 
Z tego mojego roztrzepania i radości zupełnie zapomniałam o nastawieniu budzika. Na szczęście, gdy spojrzałam na zegarek, dostrzegłam na nim "7:05". Miałam jeszcze czas. 
Wstaję leniwie, przeciągając się i ubierając na siebie różowe, puchate kapcie.
Odgarniam włosy do tyłu, rozglądając się po pokoju, po czym ruszam do łazienki i zamykam się w niej na kluczyk. 
Wykonuję w niej wszystkie poranne czynności. Chichoczę cicho, gdy orientuję się, że przecież nie wzięłam ubrań. Wracam do sypialni, podchodząc do szafy i dłuższą chwilę zastanawiając się nad tym co ubrać. Ostatecznie wybieram ten zestaw i wracam do łazienki, gdzie rozczesuję włosy z lekkim trudem. Postanawiam się odstawić. 
Tak po prostu...
Dla nikogo...
Doczepiam włosy, delikatnie je kręcę oraz wykonuję naturalny makijaż. Stwierdzam w końcu, że jestem gotowa i schodzę na dół. Chowam do torebki portfel i butelkę wody po czym wychodzę. 
Dziś piękna pogoda. Cały ten świat nagle stał się barwny, aż chciało mi się żyć.
Poszłam żwawym krokiem w stronę wyjścia, i - co mnie zdziwiło - przed bramą czekało na mnie auto mojego taty. 
Wzdycham cicho, przekręcając oczami i wsiadam do niego. Szofer odwodzi mnie do szkoły. Mam dość tego obrzydliwego bogactwa mojego ojca.  
Wreszcie znajduję się w szkole. Podchodzę do szafki, wypakowując do niej niepotrzebne rzeczy. Czuję na swojej talii ciepłe dłonie, odwracam się spokojnie, lecz zanim zdążam cokolwiek zrobić, czuję jego aksamitne i słodkie wargi na swoich. Odpływam, zauroczona, a chłopak przypiera mnie delikatnie do szafek. Czuję, jak również uginają się podemną nogi. Czym sobie na to zasłużyłam?
Odrywamy się od siebie niechętnie, a gdy otwieram oczy na samym początku widzę jego piękny uśmiech. Przenoszę wzrok stopniowo do góry i zatrzymuję w jego szafirowym spojrzeniu. 
-Dzień dobry.-mówię z uśmiechem, odsujwając się odrobinę i zamykając spokojnie szafkę. 
-No dobry, dobry.-szepcze chłopak, spuszczając wzrok i wbijając go w ziemię. 
Patrzę na niego lekko zdziwiona, lecz póki co postanawiam o nic nie pytać. 
Udajemy się na lekcję. 
Siadam ze swoją najlepszą przyjaciółką - Ludmiłą, która od wczorajszych zdarzeń jest strasznie podeekscytowana i patrzy na mnie serdecznie. 

-Dzień dobry.-do klasy wchodzi nauczyciel, jak zwykle niedbale odkładając dziennik na biurko. Za nim zauważam rudowłosą dziewczynę, która z delikatnym uśmiechem rozgląda się po klasie. 
-To jest Camila, wasza nowa koleżanka. Będzie chodzić z wami do klasy.-przedstawił dziewczynę. -Możesz usiąść tam, obok Leona.-powiedział, wskazując rękę a dziewczyna niepewnie ruszyła w stronę ławki swojego byłego chłopaka. Usiadła, odsuwajac się delikatnie i traktując go jak powietrze. Mam w głowie masę myśli na minutę. Czemu jej wzrok wcześniej zatrzymał się na nim i uśmiech spełz z jej ust? 
Jeszcze bardziej zastanowiło mnie, i jednocześnie zaparło dech w piersiach z szoku, kiedy Leon wstał  zaraz po tym, gdy nowa koleżanka usiadła. Nawet nie patrzył na nią. Wstał, wrzucając do plecaka swoje książki po czym po prostu wyszedł z klasy. Zapadła cisza, ruda spuściła głowę, chowając twarz we włosach. Spoglądam na Ludmiłę zaniepokojona, jednak za bardzo boję się pójść w jego ślady. Choć martwiłam się o niego bardzo. Lekcja dłużyła się niemiłosiernie, czułam na sobie czyjś wzrok. Bardzo mnie do krępowało, byłam zestresowana tym. 
Robiłam notatki niespokojnie, czekając na przerwę a gdy tylko zadzwonił dzwonek, wystrzeliłam z klasy jako pierwsza, od razu próbując myśleć, gdzie mógł pójść Leon. 
Wchodzę w korytarz na trzecim piętrze, gdzie nikt już nie zaglądał, ponieważ jest to niewyremontowana, stara część szkoły. Znajduję go siedzącego na ławce, z twarzą schowaną w dłonie. Zbliżam się i siadam obok niego cichutko, patrząc na niego z troską i zmartwieniem.
Z chwili na chwilę chcę wiedzieć coraz bardziej kim jest ta dziewczyna, i dlaczego ich reakcja na siebie nawzajem była tak nietypowa i budząca niepokój. 
Po dłuższej chwili, nie widząc żadnej reakcji z jego strony na moją obecność, kładę delikatnie dłoń na jego ramieniu. 
-Kochanie...-szepczę.
Chłopak siedzi od kilku minut w tym samym bezruchu. Pociera dłońmi twarz, jeszcze bardziej spuszczając głowę i mierzwiąc swoje włosy. Przyglądam mu się w ciszy. Jest niesamowicie spokojny, zachowuje się jakby był niesamowicie skupiony na czymś, zamyślony i załamany. 
Nie wiedziałam co się dzieje. 

***
**Leon**


Nie mogę w to uwierzyć. 
Tyle o nią walczyłem. 
Tyle czekałem, żeby móc ją dotknąć, przytulić do serca, spróbować smaku jej warg. Kiedy wszystko wydaje się być idealnie piękne, kiedy wszystko się układa, ty dostajesz wiadomość. Potem widzisz...
Nie chwal dnia przed zachodem słońca.
Tylko jak mam jej to powiedzieć? Tyle się wycierpiałem, tak strasznie mi żal, że gdybym nie był w tym miejscu i gdyby nie było tutaj Violetty, prawdopodobnie rozpłakałbym się. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. 
Zobaczyłem dziewczynę w autobusie, która była nowa w naszej pieprzonej dzielnicy "bogaczy". Piękną dziewczynę, która podobnie jak ja chciała uciec od swoich problemów, wsiadła w pierwszy lepszy autobus i zabrała mi park, do którego lubiłem przychodzić w nocy, by przemyśleć pewne sprawy. Poszedłem za nią, pewnie myślała, że zrobię jej krzywdę. Urwisko. Nie miała możliwości ucieczki. Bezbronna dziewczyna odwróciła się, a ja ją złapałem, tuż nad ziemią. Bezbronna, piękna. Drobna, wystraszona. Piękna. Zakochałem się w niej. 
Los tak chciał, że okazała się być córką sąsiada, przyjaciela mojego ojca. 
Los tak chciał, że zaczęła chodzić do mojej szkoły, tej samej klasy. 
Los tak chciał, żeby została najlepszą przyjaciółką mojej siostry. 
Tylko dlaczego los nie chce dać nam szansy?
Dlaczego los tak chciał?
Dlaczego los rozdziela nas po tak krótkim okresie bycia razem?
Diego. Potem on. Bywały chwile, w których straciłem już jakiekolwiek nadzieje, myślałem, że ona go kocha. Może tak było? Diego to skończony dupek, skrzywdził wiele dziewczyn, w tym jedną bardzo dla mnie ważną, - Ludmiłę. Diego do dzisiaj próbuje zdobyć Violettę. Szczerze? On chce tylko wykorzystać, potem zostawić. Choć w szkole nie mamy kontaktu ze szpitala. Nie wiadomo, czy chłopak żyje po wypadku sprzed tygodnia. Wątpliwe.
Nienawidzę go całym sercem. Więc mimo tego, że traktowała mnie jak wroga, że niecierpiała mnie, nie znosiła mojego widoku, pomyliła charaktery moje i Diego, mimo tego wszystkiego, w końcu mnie pokochała. Stałem się dzięki temu najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Jednak nie jest nam dane być razem.
Słowa Camili to: "Zawiodłam się na tobie, zrobię wszystko, żeby dziewczyna nie musiała przechodzić przez to samo i żeby dowiedziała się prawdy o tobie." 
Wiem na co ją stać. Camila chce zniszczyć Violettę z czystej zazdrości o mnie. Tylko niech do cholery nie mści się na niej. Na mojej ukochanej kruszynce, której za chwilę będę musiał złamać serce. Chyba bolało mnie jeszcze bardziej, niż ją zaboli gdy to zrobię. 
Ale to musi nastąpić, dla jej dobra. Nie pozwolę, żeby ten rudzielec zrobił jej krzywdę. Nie pozwolę, żeby znęcała się nad nią. Będę ją chronił, nawet za tak ogromną cenę. 
Kiedy wszystko wydaje się być idealnie piękne, kiedy wszystko się układa, ty zdajesz sobie sprawę, że jesteś w jednej, wielkiej ciemnej dupie. 




~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

















27 lutego 2016

#13 "A może jednak?"





***
**Leon**

-Ej, Leon. Jedzie mi tu pociąg?-pyta Federico, kiedy wychodzimy ze szkoły po skończonych lekcjach. 
-Co? A, tak, tak.
-Dobra, co z tobą?-słyszę jego śmiech, i czuję jak mnie zatrzymuję. Potrząsam głową zdając sobie sprawę, z tego o co właśnie przyjaciel mnie zapytał.
-Przepraszam, zamyśliłem się.-mówię cicho.
-Wiesz co? Nie znam cię od wczoraj i wiem, że to sprawa na dłuższą pogadankę. Boisko, o siedemnastej. Tylko nie zapomnij przynieść piłki.-mówi, a po wypowiedzeniu ostatniego zdania znów się śmieje po czym odchodzi w stronę swojego domu. 
Uśmiecham się lekko i również wracam do siebie. Fede ma racje, od tej przerwy, na której udało mi się utrzymać tak długi i cudowny kontakt wzrokowy z Violettą, prawie nie kontaktuję ze światem. Czas najwyższy się ogarnąć. Gdy przychodzę do domu, wyrzucam na swoje łóżko zawartość plecaka i piszę jakieś zadania domowe, zwyczajnie nie przykładając do tego większej wagi. Jednak zawsze mam odrobione lekcje. Coś za coś, to rekompensuje mój brak nauki. 
Po około godzinie gdy wszystko było wykonane, wrzuciłem książki spowrotem do plecaka ów czarny przedmiot umieściłem gdzieś pod ścianą. 
Schodzę na dół i kieruję się do kuchni, z zamiarem zjedzenia czegoś. Cóż, jak zwykle nikomu nie chciało się nic kupić a rodziców tradycyjnie nie ma. 
Trudno, zamówię z Federico jakąś pizze. 
Patrzę na zegarek, po czym wracam do góry. Ludmiła jeszcze nie wróciła, może jest gdzieś z Violettą...
Myśląc o pięknej szatynce, przebieram się w strój piłkarski, do tego sportowe buty. Zabieram piłkę, butelkę wody i po około piętnastu minutach jestem na boisku. Włoch już tam na mnie czeka.

-Wiesz, Luśka mówiła, że zaczynają z Violettą ćwiczyć.-śmieje się gdy siedzimy na trawie i jemy to, o czym myślałem w domu. 
Unoszę brwi, patrząc na niego. 
-Oj, wiem, że popatrzyłbyś.-kumpel znów wybucha śmiechem, na co ja robię to samo.
-Wyobraź sobie Violettę w sportowym wdzianku.-poruszam zabawnie brwiami, rozbawiony.
-Jak za chwilę się nie zamkniesz to przeczuwam kłopoty.-mówi cicho, na co odwracam się i widzę, że w tym momencie przybiegając do nas dziewczyny. 
Patrzę na bruneta z rozbawieniem, lecz powstrzymuję się od wybuchnięcia śmiechem. 
Gdy widzę, jak mierzy moją siostrę wzrokiem, to nie kontroluję tego i zaczynam się śmiać, przez co cała trójka patrzy na mnie zdziwiona.

-Ahaa... Dobra, koniec gadania. Ruszylibyście się.-słyszę chichot Violetty, po czym patrzę, jak kuca, zabiera mi piłkę i ucieka z nią przez boisko. 
Przeciętna dziewczyna nie umiałaby kopnąć piłki, tymczasem ona radzi sobie z tym, jakby robiła to od urodzenia. Czy naprawdę we wszystkim musi być tak idealna? Rzuciłem się w pościg za nią, biegnąc i po chwili wyprzedzając ją. Zabrałem jej piłkę, czując jak próbuje z każdej strony mi ją odbić. Śmiała się tak słodko, po chwili złapałem ją za biodra i przerzuciłem sobie przez plecy, kopiąc piłkę z daleka do bramki. 
-Masz tego gola.-zaśmiałem się, odstawiając ją blisko. Była taka leciutka...
Trzymam dłonie na jej biodrach, skupiając wzrok na jej oczkach, w których tańczyły wesołe promyczki. Cieszę się, że jest szczęśliwa. 
-Kiedy w końcu znajdziesz dla mnie czas?-pytam.
-Czas? Na co?
-Na rozmowę.-szepczę, muskając jej policzek. 
-Możemy teraz, o ile tamta dwójka... Chociaż nie, oni zajęli się sobą.-dziewczyna śmieje się cicho. Siadamy na trawie. 

***
**Violetta**

Jestem spięta przez to. Cały czas udawało mi się jakoś uciec od tej rozmowy, ale teraz już nie miałam wyjścia. 
Kładę się na miękkiej, równej trawie i patrzę w niebo, pogrążając się w myślach. Nie mam pojęcia, jak potoczą się słowa, co mam mu powiedzieć, jak mam wrócić do tematu. Pocałował mnie, nic już tego nie zmieni. Często śni mi się ta scena a jeszcze częściej myślę o tym. Ostatnio doszłam do wniosku, że chciałabym, aby to stało się ponownie. Byłam na siebie cholernie zła, że wtedy wybiegłam. Po prostu spanikowałam, wtedy jeszcze nie byłam pewna swoich uczuć. Teraz wiem, że szaleję za nim a to czy on coś czuje do mnie, to jedna wielka zagadka. 
Mam argumenty za i przeciw. 
Jego wzrok. Jego rozkoszne spojrzenie, którym mnie obrzuca a ja rozpuszczam się wtedy niczym roztopiona czekolada. 
Jego usta. Jego słodkie usta, kórych smak pamiętam do teraz, tak samo, jakby to właśnie się stało. Minęły dwa tygonie, jednak im dłużej czasu mija, tym bardziej chcę je ponownie poczuć na swoich wargach. Są naturalnie zaróżowione, pełne, słodkie i aksamitnie delikatne. Można powiedzieć, że po prostu marzę o nich, marzę o tym, by przytrzymać je przy sobie na zawsze. 
Chłopak kładzie się obok mnie i też w zadumie wbija wzrok w niebo, w chmury, które pobudzają wyobraźnię, tworząc rozmaite kształty. 
-Dlaczego uciekłaś?-pyta jak gdyby nigdy nic, jednak odzywa się cicho, jakby bał się odpowiedzi.
-Nie wiem.
Milknie. 
-Serio. Nie mam pojęcia. Spanikowałam...-zaczynam się tłumaczyć, jednak chłopak mi przerywa.
-Nie, to ja przepraszam. Nie chciałem tego robić.
-Nie chciałeś?-smutnieję.
On odwraca głowę w moją stronę, patrząc na mnie z lekkim zdziwieniem. Przymykam oczy, oddychając spokojnie. 
-Masz rację, po prostu nie powinienem. Raczej chciałem.-szepcze w końcu a ja czuję, jak ciepło rozpływa się po całym moim ciele.
Podnoszę się delikatnie, wracając do pozycji siadu i patrzę na niego w zamyśleniu. 
-W takim razie...-mówię, pochylając się nad jego twarzą. Przymykam oczy, mój oddech przyspiesza. Złączam nasze usta w spokojnym pocałunku, opierając się dłońmi o trawę, jego głowa była między moimi rękami. Poczułam, że chłopak bez żadnego wahania oddał pocałunek, co dodało mi pewności siebie a jednocześnie sprawiło, że stałam się szczęśliwa jeszcze bardziej. 
Oderwałam się na momencik, by złapać oddech. 
-Też mogę teraz powiedzieć, że nie chciałam. 
-Nie umiesz kłamać...-mamrocze chłopak i podnosi mnie delikatnie, kładąc na sobie po czym obejmuje mnie w talii. Podoba mi się to, więc oddaję mu się i całuję go ponownie, muskając z utęsknieniem jego usta, które wydawały się być jeszcze bardziej cudowne, niż tamtym razem. Przechylam delikatnie głowę w prawo, przez co on przejmuje kontrolę i pieści moje wargi swoimi tak perfekcyjnie i cudownie, że wydaję z siebie cichutki, niekątrolowany jęk. Nie mam pojęcia, ile to trwało, jednak chyba nie na tyle długo, żebyśmy mogli się sobą nacieszyć, po tak długim czasie cierpienia i braku swojej bliskości. 
Jednak jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, ani czas. 



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Przepraszam, że taki krótki, jednak nie miałam za bardzo weny a zależało mi, żeby dzisiaj był... ♥

20 lutego 2016

#12 "Napełniał moje serce nieskończonym szczęściem..."



***
Zastanawiam się dlaczego właśnie mi muszą się przytrafiać takie rzeczy. Wszyscy dookoła mogą wieść spokojne życie, być szczęśliwi, mieć ukochaną osobę u swojego boku i mieć pełną rodzinę. 
Nie mam nikogo. Ani mamy, ani rodzeństwa. Nie wspominając już o tym, że tata ma mnie gdzieś. 
Tydzień temu przywiózł mnie spowrotem do domu, co najwyraźniej go nie cieszyło, bo myślał, że zostanę w Madrycie i będzie miał spokój. 
Przez ostatni czas, w którym życie wystawiło mnie na próbę, często spotykałam się z Ludmiłą i z Francescą. Bardzo mnie to cieszyło, ponieważ nawiązywałyśmy ze sobą mocniejsze więzi. Włoszka też była z nami w klasie i była również odrobinę podobna do mnie. Skromna, miła, skryta w sobie osóbka. Naprawdę nie wiem co bym bez nich zrobiła.

Budzi mnie cichutkie dzwonienie budzika. No tak. Dziś poniedziałek, a ja po tygodniu przerwy muszę wreszcie iść do szkoły. Ku zdziwieniu, nawet nie bardzo smuci mnie ten fakt. Zmierzam do łazienki, gdzie biorę prysznic, suszę i kręcę włosy w delikatne, grube fale. Wykonuję codzienny makijaż, standardowo muskając usta pomadką w różowym, naturalnym kolorze. Ubrałam się w to i wyszłam gotowa z domu. O dziwo szofer ojca tym razem na mnie nie czekał, więc zaraz po wyjściu za posesję, skręciłam w prawo i ruszyłam do szkoły. 
Idąc, zobaczyłam znajomą sylwetkę w oddali. Przyspieszyłam kroku. Musiałam z kimś porozmawiać, bo zwariuję.
Podchodzę bliżej do Leona i kładę delikatnie dłoń na jego ramieniu, na co chłopak odwraca się delikatnie, ale gdy spogląda na mnie, cała radość jego życia nagle pryska. 
-Cześć.-mówię do niego spokojnie.
Nie słyszę odzewu.
-Coś nie tak?-nie mogę znieść tego napięcia i długiej ciszy.
-Nie, wiesz co? W życiu nie czułem się lepiej...-w końcu chłopak raczy coś powiedzieć.
Nie wiem, co mu jest. Zastanawiam się co na to odpowiedzieć, tym czasem on znów mówi:
-Wydaje mi się, że musimy o czymś porozmawiać, bo nie da się w żaden sposób ukryć tego, że coś się jednak między nami wydarzyło.
-Aaa...-wzdycham. -Chodzi ci o to... W parku, tak?-pytam nieśmiało a chłopak kiwa głową.
-Dlaczego to zrobiłeś?-bardzo chcę się tego dowiedzieć, jednak nie jest to nam teraz dane.
-Uważaj!-słyszę okrzyk i już po chwili czuję miękkie lądowanie na trawie. 
Leon upadł na mnie, popatrzyłam na niego a nasze spojrzenia się spotkały.
Zastanawiam się co właściwie się stało. Verdas właśnie uratował mi życie. Chociaż... Mógł lekko narazić nas na śmierć. Rozpędzony samochód uderzył w potężne drzewo, znajdujące się tuż obok nas. 

***
**Leon**

Podnoszę się, otrzepując z trawy oraz szybko podaję rękę szatynce. 
-Wszystko w porządku?-szepczę z troską, gładząc jej policzek. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym przed chwilą nie odwrócił się i nie zobaczył tego samochodu. 
-Tak, ale mniejsza z tym. Zobaczmy, czy ten człowiek żyje...-mówi spanikowana i biegnie z drugiej strony samochodu.
Zostaję przez chwilę w miejscu. Nawet sobie nie wyobraża, jak bardzo jest dla mnie ważna, i jak bardzo przez to cierpię. 
Słyszę jej okrzyk, co - nie ukrywam - przestraszyło mnie. 
-Leon...-szepcze Violetta. -On chyba nie żyje...
-A kto to?-pytam, przytulając do siebie jej roztrzęsione ciałko.
-Die-Diego.-załkała.

Takim właśnie sposobem nie trafiliśmy dziś do szkoły, lecz do szpitala. Musieliśmy odbyć badania, pozatym Violetta koniecznie chciała zostać przy Diego, co tak mnie denerwowało, że miałem ochotę stamtąd wyjść. Ale obiecałem sobie, że będę o nią walczył i nie mogę na to pozwolić, że w razie gdyby się wybudził, coś między nimi zaiskrzy. Bardzo się o nią martwiłem. 
-Jak się czujesz?-pytam. Siedzymy przed salą Hiszpana.
-Jest okej. Mieliśmy chyba porozmawiać.
-Wiesz... Myślę, że to nie jest dobre miejsce ani dobry czas na takie rozmowy.-wzdycham, chowając twarz w ręce. W całym szpitalu panuje cisza. Zbliża się godzina dwunasta.
-Chodź, zjesz coś.-wstaję w końcu po długim milczeniu i podaję jej rękę. 
Ona niechętnie wstaje bez mojej pomocy. Wiem, że nie chce jeść, ale założę się, że śniadania też nie jadła. 
-Leon.-słyszę jej szept.
-Tak?
-Dziękuję, że się mną opiekujesz.
Posyłam jej delikatny, wymuszony, ale przyjazny uśmiech. W końcu nie ma teraz nikogo, wiem jak to jest mieć takiego ojca, bo mój jest taki sam. 
Zjeżdżamy windą na dół, po czym wchodzimy do szpitalnego baru. Spoglądam na Violę i dostrzegam w jej oczach zbierające się łezki. Wzrusza mnie to, więc przytulam ją z czułością. Dziewczyna nie protestuje. Wiem, że tego potrzebuje, szczególnie teraz w tak trudnym momencie jej życia.
-Też nie masz się najlepiej, prawda-szepcze cicho.
-No, coś w tym stylu.-odpowiadam cichutko. Oderwaliśmy się od siebie i usiedliśmy przy jednym ze stolików.
-Na co masz ochotę?-pytam, patrząc na nią.
-Kupisz mi frytki?-uśmiecha się uroczo, ścierając łezki. 
-Pewnie.-posyłam jej szczery uśmiech i wstaję, podchodząc do baru. Kupiłem nam po jednej porcji, a gdy były gotowe, przyniosłem je wraz z dwoma napojami. Nalałem jej soku do szklanki.
-Smacznego.-mówię wesoło a ona kiwa głową lekko, uśmiechnięta delikatnie.
-Wzajemnie.-zaczynamy jeść.
***
**Violetta**

Siedzę, czując w sobie wielką pustkę. Widzisz kogoś na codzień w szkole, a nagle może się okazać, że osoba ta ginie na twoich oczach. Na dodatek babcia... Miałam mętlik w głowie, zupełnie nie wiedziałam co robić. Dobrze, że miałam przy sobie Ludmiłę, Francescę... No i właściwie Leona, do którego zbliżyłam się przez wczorajszy dzień w szpitalu. Został ze mną do samego wieczora, mimo, że nienawidzi Diego. Byłam w lekkim szoku. Zauważyłam, że troszczył się o mnie cały czas, wielokrotnie nalegał o to, byśmy wracali do domu, bym odpoczęła, ani nie była głodna.
Myślę, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi. 
Wczoraj jednak nie udało nam się porozmawiać. Mówi się trudno, ale bardzo widoczne było to, że chłopak koniecznie chce mi coś powiedzieć. 
Mam dziwne przeczucie, że chodzi o ten pocałunek...
Nie potrafię powiedzieć, czemu wtedy stamtąd uciekłam. W sumie z jakiegoś powodu mnie pocałował, a zrobił to w tak romantyczny sposób, że wracając do domu zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie się w nim nie zakochałam.
Nie, to niemożliwe. To dzieje się za szybko.
Zaczynam zastanawiać się coraz bardziej intensywnie dlaczego uniknęłam rozwinięcia pocałunku, dlaczego stamtąd wybiegłam. Czyżbym przeczuła wiadomość o wyjeździe do Madrytu?
Z przemyśleń wyrywa mnie Ludmiła. 
-Ziemia do Violetty, jesteśmy na lekcji.-blondynka szepcze mi do ucha. 
No tak. Potrząsnęłam lekko głową i wykonałam serię mrugnięć oczami, żeby pozbyć się łez z powierzchni tęczówek. Gdy udaje mi się to osiągnąć, zaczynam przepisywać z tablicy to, co napisał tam nauczyciel. 
Jestem skupiona przez następne piętnaśnie minut, po których słyszymy dzwonek. Pakuję zeszyt i długopis do torby, po czym wychodzę z sali, rozmawiając z Ludmiłą. 
Siadamy razem pod klasą, w której po tej przerwie mamy kolejną lekcję. Ludmiła coś do mnie mówi, ale ja już jej nie słucham. Zapatruję się na chłopaka, stojącego przy szafkach, a po chwili nasze spojrzenia się spotykają. Kąciki jego pełnych ust unoszą się ku górze, ukazując przeurocze dołeczki i rządek białych, prostych zębów. Automatycznie wymiękam, widząc, że jego wzrok skierowany jest do mnie i odpowiadam na to słodkim, podobnym uśmiechem. 
Stał tak, również nie słuchając Federico, identycznie jak ja Ludmiły. Nie mogłam znieść tego widoku, bo napełniał moje serce nieskończonym szczęściem. Po chwili Włoch zaczął go szturchać i wymienił z Ludmiłą znaczące spojrzenia. Zawstydziłam się, spuszczając wzrok a moje policzki oblały się rumieńcem. 
Siostra Leona tylko zachichotała cicho. Jestem w tej chwili pewna, że coś już wie.

____________________________________________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim postem. Wiem, że nie mam czytelników od gromu, ale wolę mieć swoją grupkę, choćby była malutka. 
Miło mi, że komuś podoba się moje opowiadanie. ♥
Kocham, 
Lu Laa 




13 lutego 2016

#11 "Powrót"



***
**Leon**

Odrywam się szybko od jej ciepłych ust.
-Przepraszam... przepraszam Violetta...-mówię, spuszczając głowę i oczekuję od niej słów typu "nic się nie stało, kocham cię".
Zamiast tego ona wstaje i wybiega z parku, wracając do domu. Pewnie poszła do siebie, nie do Ludmiły i całej reszty. 
Warknąłem, pocierając dłońmi o swoje włosy po czym schowałem twarz w ręce. Cholera. Mogłem z tym poczekać, to wiadome że to jest dla niej za wcześnie.
Wszystko zjebałem.
Ale z drugiej strony... Nie rozumiem dlaczego mnie odrzuciła.
Odwzajemniła pocałunek, nie odsunęła się na początku. Narobiła mi nadziei a potem uciekła. Dosłownie zwiała. 
Byłem wściekły. Przecież widziałem, jak na mnie patrzy. Myślałem, że czuje to samo co ja do niej. 
Wstaję i wracam powoli do domu. Było idealnie, tak jak planowałem. A ona po prostu mnie olała. 
Zraniła mnie. 
Czuję wilgoć pod powiekami i przyspieszam kroku. Mam wrażenie, że serce roztłukło mi się na miliony kawałeczków, że patrząc jak ona odchodzi, żegnałem się z nią na zawsze. 

Wchodzę do domu i trzaskam za sobą drzwiami. Idę od razu w stronę schodów. Widzę Ludmiłę, wychodzącą z kuchni.
-Leon... Gdzie Viola?-pyta siostra, wyraźnie zdezorientowana.
-Wiesz... Teraz jakoś średnio mnie to obchodzi...-rzucam oschle i wbiegam po schodach do siebie na górę, również trzaskając drzwiami.
-Pokłócili się?-szepcze zdziwiona do Federico, który stanął w progu, słuchając tego.
-Myślę, że gorzej. Pogadam z nim.-wzdycha Włoch, mój najlepszy przyjaciel i już po upływie kilku minut słyszę pukanie do drzwi mojego pokoju.
Leżę w łóżku na brzuchu, z głową schowaną w poduszkach. 
-Stary, co jest?-słyszę głos kumpla.
-A weź spadaj, nie chcę nawet o tym myśleć.
Siada na moim łóżku.
-No mów.-powtarza stanowczo.
-A no twój najlepszy przyjaciel znowu wszystko spieprzył.-zaczynam, mając na myśli siebie. -Poszliśmy do parku, wszystko było idealnie, w końcu pocałowałem ją. Myślałem, że ona też tego chce a teraz po raz kolejny z jej powodu czuję się jak jakaś... Szmata i szukam pocieszenia w byle czym bo ją kocham do cholery i mam tego dość, że ciągle mnie rani, rozumiesz?!-prawie wykrzyczałem do niego wściekły.
Fede tylko pokiwał głową spokojnie, bo wiedział, że ulży mi kiedy się na kimś wyżyję.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale właśnie dowiedziałam się, że nie będziesz musiał już jej widywać.-przerywa mi Ludmiła, stająca w progu pokoju. 
Unoszę głowę i spoglądam na nią.

***
**Violetta**

Krótko po tym jak przekroczyłam próg swojego domu i byłam w połowie drogi po schodach, w owym pechowym miejscu, usłyszałam z dołu głos ojca.
-Violetta, poczekaj.-odzywał się do mnie tak rzadko, że prawie już go zapomniałam, jak surowo brzmi. -Właśnie dostałem telefon z Madrytu.-kontynuuje a mi natychmiastowo skacze ciśnienie.
Schodzę na dół, zaniepokojona.
-Babcia jest chora, pomyślałem, że chciałabyś ją odwiedzić.-kiedy tylko to usłyszałam, w moich oczach zebrały się łzy. To jedyna osoba na całym świecie, która mi została i nie mogła mnie teraz tak zostawić na tym głupim świecie, przepełnionym nienawiścią oraz fałszywymi ludźmi.
-Jutro rano masz samolot.-informuje mnie w końcu ojciec.
-Dziękuję, to dla mnie bardzo ważne...-szepczę i ścieram łzy, po czym biegnę na górę i szybko otwieram walizkę. Zaczynam się pakować, składając starannie ubrania. Gdy wszystko jest gotowe idę do łazienki i biorę prysznic, rozmyślając o wszystkich wydarzeniach tego dnia. Zmywam makijaż a raczej jego resztki i przebieram się w piżamę. Kiedy leżę w łóżku, zerkam na zegarek. Widzę godzinę 1:23 nad ranem. No, w końcu muszę być na jutro wyspana. 
Wedle tego - szybko zasypiam.

Następnego dnia tata budzi mnie równo o 7:00. 
Wzdycham zmęczona oraz niewyspana i idę do łazienki. Gdy doprowadzam swój wygląd do ładu i składu, schodzę z walizką na dół, po czym jem śniadanie przygotowane przez moją kochaną gospodynię Olgitę.
Olga... Traktowałam ją jak taką drugą babcię, choć tak naprawdę nigdy nie będzie mi tak bliska jak Angelika.
Mam w głowie teraz tylko ją. Boję się, że mnie opuści, że zwyczajnie umrze.
Kiedy w końcu wszyscy byli gotowi, udaliśmy się na lotnisko. 
Okropnie boję się latać samolotem. Znowu lecę całkiem sama, tym razem siedząc przy oknie, przytłoczona jakąś parą. Kiedy tylko zajmowali się sobą, obserwowałam ich. Byli tacy szczęśliwi i zakochani...



***
**Leon**



Ludmiła powiedziała mi o wyjeździe Violetty. Nie znając przyczyn tej jej powrotu do Madrytu, mogłem tylko przypuszczać że już po prostu miała mnie dość.
Właśnie wchodzę do szkoły. W naszej klasie jeszcze jest, dziwne. Pewnie nauczyciele jeszcze jej nie "skreślili" z listy. Oni wiedzą co jest grane, ale Castillo zadba o to, żeby sprawa utrzymała się w tajemnicy.
Federico pociesza mnie, że może i dobrze się stało. Nie muszę jej widywać i cierpieć...
Tylko, że ja chcę utrzymywać z nią kontakt. Jeśli serce nie może dostać tego co pragnie, to chce z tego korzystać w miarę możliwości. Violetta wcale nie musi być ze mną w związku i najpewniej nigdy nie będzie. 
Szczególnie teraz. Nawet nie wiem gdzie jest, ani na jak długo wyjechała. Na zawsze? 
Mówią, że rany tego typu goją się długo, ale jednak jest to możliwe. 
Biorąc pod uwagę to jak się teraz czułem - szczerze zaczynam w to wątpić.

-Wiesz co, Leon? Nie możesz się tak zachowywać. Nie będziesz się do końca życia przejmował jedną dziewczyną. Będzie jeszcze ich cała lista, którą będziesz skreślał. Nie możesz zamykać swojego serca na jedną osobę, bo taka jest kolej rzeczy. Zanim dotrzesz do tej właściwej i zdasz sobie sprawę, że to jest właśnie osoba, z którą chcesz spędzić resztę swojego życia, minie szmat czasu. 
Kiedyś znajdziesz sobie swoją księżniczkę, nie możesz się po prostu tak martwić. Będziesz tworzyć z nią wspaniałą rodzinę, będziecie mieli dzieci, tylko nie pozwolę, mimo, że Violetta jest moją przyjaciółką - nie pozwolę żeby przez nią na twojej twarzy nie zagościł uśmiech. 
Otacza cię tyle wspaniałych lasek a ty jesteś po prostu w nią zapatrzony jak...
Ja tylko chcę twojego szczęścia...-Ludmiła zawsze kiedy jest taka potrzeba dodaje mi kopa. Moja siostra jest mi najbliższa razem z Federico, cieszę się, że są razem. Wracając do blondyki, mimo, że mamy tylko wspólnego ojca, to czuję że jest moją siostrą w stu procentach. Razem dajemy radę i potrafimy być szczęśliwi, mimo, że nasi rodzice (ojciec i jego żona) mają nas gdzieś. 
Mamy po te siedemnaście lat i mieszkamy sami. Może los tak chciał.
Tak już miało być. I ona ma rację, nawet teraz.
Po dokładnym przemyśleniu tego, dochodzę do wniosku, że nie jedyna Violetta zrani mnie w całym moim życiu. 
Nawet jej nie znam. Nie wiem gdzie pojechała, nie wiem o niej praktycznie nic. A jednak serce nie wybiera...
Podjąłem decyzję, że niezależnie od tego co się stanie zacznę moją podróż do zapomnienia o niej. 


***
**Violetta**

-Babciu?-wchodzę do swojego dawnego domu. 
Rozglądam się, dotykając ścian, ozdób, mebli. Wszystkie wspomnienia wracają. Podchodzę do kominka, w którym już od dawna nie urzędowały wesołe promyki ognia. Widzę zdjęcie. Moja mama, ojciec i ja. Miałam wtedy około miesiąca. Po moim policzku wpływa łza. Choć tak naprawdę nie wiem z jakiego powodu. Nie kocham rodziców. Znaczy ojca. Za czasów życia matki i mojego dzieciństwa i tak wychowywała mnie babcia. O miłości rodziców nie było nawet mowy.
Właśnie... 
Uświadamiam sobie nagle, że nie słyszę odzewu od mojej opiekunki z madrytu. Dom jest pogrążony w cichości, smutku... jest jedną wielką pustką. Pozasłaniane rolety, przez które do środka bezskutecznie słońce toczy walkę o wdarcie się. Dzięki temu widzę chmurę kurzu, unoszącego się w powietrzu.
Od wiadomości taty minęła doba.
Wchodzę spokojnie na górę po skrzypiących schodach. Babcia pewnie śpi. 
Po przebyciu całej drogi po ogromnym domu docieram do pokoju babci. 
Jestem tak szczęśliwa, że znów mogę ją zobaczyć... 
Pukam delikatnie w drewniane drzwi i uchylam je delikatnie. Widzę babcie, śpi sobie spokojnie w łóżku. Podchodzę bliżej, jednak ten widok budzi we mnie dziwne uczucia. Podejrzenie, połączone z przerażeniem. Widzę, że trzyma w dłoni szklankę, z której kapią ostatnie kropelki wody. Cała reszta zrobiła kałużę na podłodze. Podchodzę jeszcze bliżej, dotykam jej policzka.
-Babciu.-szepczę ponownie. 
Jej ciało jest lodowate, nie wyczuwam tętna.

"Nie powinniśmy się rodzić kiedy nie umiemy żyć."





___________________________________________________________________



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWACJA DLA MNIE
MOTYWACJA = WENA
WENA = LEPSZY RODZIAŁ