![]() |
| **Przenieście się tylko dzięki wyobraźni do mrocznego parku** |
Oderwałam się szybko, wymijając go i odchodząc od urwiska. Zmierzyłam go wzrokiem.
-Wcale nie mdleję...-burczę pod nosem, patrząc na niego.
On tylko się śmieje.
-Co tutaj robisz?-pyta i obserwuje reakcję pięknej siedemnastolatki. Wpatruję się w mgłę nad przepaścią, uśmiecham się delikatnie, ale nie jest to szczęśliwa mina.
-Wygląda na to, że od dziś tu mieszkam.
***
Budzę się przy niezawodnej pomocy budzika, równo o 6:00 rano. Zwlekam się z łóżka, i odsłaniam zasłony na wielkim oknie, o równie rozłożystym parapecie. Jasne, wręcz oślepiające promienie słońca wpadają do pięknego i od zawsze wymarzonego pokoju. Gdy tylko widzę krajobraz, przypominam sobie wczorajszy wieczór.
Gdy spotkałam przystojnego chłopaka.
Gdy woń jego perfum stała się dla mnie ukojeniem i zbawieniem od wszystkich problemów.
Gdy on pierwszy zaczął ze mną rozmawiać, a ja go olałam.
~"Skąd jesteś? Nigdy cię tu nie widziałem, a w tej dzielnicy miasta... Raczej żadnych 'nowych' nie ma. Wszyscy się znają..."~
Przypominam sobie jego aksamitny głos, nieraz przeplatany z seksowną chrypką. Ale być może uprzedziłam się już do niego. Wyrobiłam sobie o nim opinię... Bardzo poszarpaną. Widzę go w świetle najpopularniejszych chłopaków w szkole, którzy bawią się uczuciami dziewczyn, licznych lasek, które na niego lecą. Widzę go jako zapatrzonego w siebie dupka.
Dlatego wczoraj uciekłam. Z nadzieją, że już nigdy go nie spotkam.
Wyciągam z szafy bordową, klasyczną, lecz nie obcisłą i bez prowokującego dekoltu sukienkę, oraz do tego delikatny złoty naszyjnik. Miałam go przy sobie zawsze, to prezent od mojej babci. Na przywieszce miał literkę "V". Biorę to wszystko i wchodzę do swojej własnej łazienki z wejściem od pokoju - kolejna nowość w pałacu mojego ojca. Biorę prysznic a po wszystkich porannych czynnościach, które wykonałam, ubieram się również w sukienkę i dodatki. Pierwszy dzień szkoły. Stawiam na niewielkie czarne szpilki. Pudruję twarz, maluję starannie oczy oraz muskam usta pomadką. Jestem gotowa. Nie przywykłam do jedzenia śniadań, więc chowam portfel do torebki i wychodzę z domu. Dobrze, że nie ma mojego tatusia. Pewnie w takich porach już jest w pracy. Tak bardzo go pochłania, że nie może...! - mówię wściekła w myślach, lecz po chwili wychodzę z domu a piękna, ciepła pogoda mnie uspokaja. Zmierzam po ścieżce w stronę ogromnego ogrodzenia odgradzającego ogród. Gdy tylko zbliżam się do wielkiej bramy ona otwiera się tak, że nie muszę nawet jej dotykać. Przed nią podjeżdża ładny, czarny samochód. Zza kierownicy wychodzi mężczyzna w garniturze, który przedstawia mi się i podaje list. Czytam zawartość ozdobnego papieru, z którego wynika, że ów mężczyzna będzie mnie codziennie zawoził i odbierał ze szkoły. Unoszę brwi zażenowana, po czym wymuszam uprzejmy uśmiech do niego i wsiadam.
Gdy jedziemy, rozglądam się po okolicy. Jest tam kilka równie dużych i pięknych domów. Faktycznie. Chłopak miał rację. Znajduję się w dzielnicy tych bogatych i lepszych.
Dojeżdżam do szkoły, która wygląda nowocześnie. Otworzono mi drzwi. Wysiadam z samochodu i patrzę na ogromną grupę ludzi wlewających się do szkoły. Wzdycham cicho i ruszam przed siebie. Wchodzę nieśmiała do szkoły, wciąż szturchana przez uczniów. Podchodzę do szafek, gdzie było mniej ludzi.
Dobra Violetta. Skup się. Od dzisiejszego dnia zależy duża część twojej przyszłości.
Dzwoni dzwonek, i wszyscy wchodzą do sali na rozpoczęcie roku, a ja zostaję na cichym korytarzu.
Wszystko byłoby w porządku.
Gdyby nie jeden fakt.
Słyszę za plecami przytłumione mocno krzyki i odgłosy - jakby... coś upadało - które są naprawdę cichutkie.
Idę powoli w ich kierunku.
Wchodzę do szkoły i znowu go z nią widzę. Ogarnia mnie złość. Myślałem, że po ostatniej rozmowie dałem mu wystarczająco do zrozumienia, że ma ją zostawić w spokoju. Jednak myliłem się.
Patrzę jak dotyka jej policzka i dosłownie zalewa mnie krew.
-Zostaw ją.-warczę i odpycham go na bok, tak, że obił się o szafki.
Ona tylko ucieka i wtapia się w tłum wchodzących na salę po usłyszeniu dzwonka.
Zaczynamy się bić.
-Mówiłem... Ci... Tyle... Razy... Że masz się do niej.... Nie zbliżać!-krzyczę na Diego, okładając go pięściami. On nie pozostał mi dłużny, przez co rozciął mi kącik wargi mocnym uderzeniem.
Nie wiem co bym mu zrobił, gdyby nie ONA.
Nie wierzę w to, że będzie teraz chodziła do tej szkoły. To ta piękna dziewczyna, z dzielnicy. To ta "nowa".
Wzdycham, z zawiedzioną miną a oni wstają szybko, wpatrując się we mnie i nic nie mówiąc. Nawet nie obchodzi mnie o co im poszło...
Piszcie koniecznie w komentarzach co myślicie! ♥
5 komentarzy = Następny rodział!
Gdy spotkałam przystojnego chłopaka.
Gdy woń jego perfum stała się dla mnie ukojeniem i zbawieniem od wszystkich problemów.
Gdy on pierwszy zaczął ze mną rozmawiać, a ja go olałam.
~"Skąd jesteś? Nigdy cię tu nie widziałem, a w tej dzielnicy miasta... Raczej żadnych 'nowych' nie ma. Wszyscy się znają..."~
Przypominam sobie jego aksamitny głos, nieraz przeplatany z seksowną chrypką. Ale być może uprzedziłam się już do niego. Wyrobiłam sobie o nim opinię... Bardzo poszarpaną. Widzę go w świetle najpopularniejszych chłopaków w szkole, którzy bawią się uczuciami dziewczyn, licznych lasek, które na niego lecą. Widzę go jako zapatrzonego w siebie dupka.
Dlatego wczoraj uciekłam. Z nadzieją, że już nigdy go nie spotkam.
Wyciągam z szafy bordową, klasyczną, lecz nie obcisłą i bez prowokującego dekoltu sukienkę, oraz do tego delikatny złoty naszyjnik. Miałam go przy sobie zawsze, to prezent od mojej babci. Na przywieszce miał literkę "V". Biorę to wszystko i wchodzę do swojej własnej łazienki z wejściem od pokoju - kolejna nowość w pałacu mojego ojca. Biorę prysznic a po wszystkich porannych czynnościach, które wykonałam, ubieram się również w sukienkę i dodatki. Pierwszy dzień szkoły. Stawiam na niewielkie czarne szpilki. Pudruję twarz, maluję starannie oczy oraz muskam usta pomadką. Jestem gotowa. Nie przywykłam do jedzenia śniadań, więc chowam portfel do torebki i wychodzę z domu. Dobrze, że nie ma mojego tatusia. Pewnie w takich porach już jest w pracy. Tak bardzo go pochłania, że nie może...! - mówię wściekła w myślach, lecz po chwili wychodzę z domu a piękna, ciepła pogoda mnie uspokaja. Zmierzam po ścieżce w stronę ogromnego ogrodzenia odgradzającego ogród. Gdy tylko zbliżam się do wielkiej bramy ona otwiera się tak, że nie muszę nawet jej dotykać. Przed nią podjeżdża ładny, czarny samochód. Zza kierownicy wychodzi mężczyzna w garniturze, który przedstawia mi się i podaje list. Czytam zawartość ozdobnego papieru, z którego wynika, że ów mężczyzna będzie mnie codziennie zawoził i odbierał ze szkoły. Unoszę brwi zażenowana, po czym wymuszam uprzejmy uśmiech do niego i wsiadam.
Gdy jedziemy, rozglądam się po okolicy. Jest tam kilka równie dużych i pięknych domów. Faktycznie. Chłopak miał rację. Znajduję się w dzielnicy tych bogatych i lepszych.
Dojeżdżam do szkoły, która wygląda nowocześnie. Otworzono mi drzwi. Wysiadam z samochodu i patrzę na ogromną grupę ludzi wlewających się do szkoły. Wzdycham cicho i ruszam przed siebie. Wchodzę nieśmiała do szkoły, wciąż szturchana przez uczniów. Podchodzę do szafek, gdzie było mniej ludzi.
Dobra Violetta. Skup się. Od dzisiejszego dnia zależy duża część twojej przyszłości.
Dzwoni dzwonek, i wszyscy wchodzą do sali na rozpoczęcie roku, a ja zostaję na cichym korytarzu.
Wszystko byłoby w porządku.
Gdyby nie jeden fakt.
Słyszę za plecami przytłumione mocno krzyki i odgłosy - jakby... coś upadało - które są naprawdę cichutkie.
Idę powoli w ich kierunku.
***
Wchodzę do szkoły i znowu go z nią widzę. Ogarnia mnie złość. Myślałem, że po ostatniej rozmowie dałem mu wystarczająco do zrozumienia, że ma ją zostawić w spokoju. Jednak myliłem się.
Patrzę jak dotyka jej policzka i dosłownie zalewa mnie krew.
-Zostaw ją.-warczę i odpycham go na bok, tak, że obił się o szafki.
Ona tylko ucieka i wtapia się w tłum wchodzących na salę po usłyszeniu dzwonka.
Zaczynamy się bić.
-Mówiłem... Ci... Tyle... Razy... Że masz się do niej.... Nie zbliżać!-krzyczę na Diego, okładając go pięściami. On nie pozostał mi dłużny, przez co rozciął mi kącik wargi mocnym uderzeniem.
Nie wiem co bym mu zrobił, gdyby nie ONA.
Nie wierzę w to, że będzie teraz chodziła do tej szkoły. To ta piękna dziewczyna, z dzielnicy. To ta "nowa".
***
Wchodzę do szatni i widzę dwóch chłopaków, bijących się. Przeraził mnie ten widok. To ON?!
Nie, to nie możliwe. Za jakie grzechy, do jasnej cholery, mam chodzić z nim do jednej szkoły?!
Wzdycham, z zawiedzioną miną a oni wstają szybko, wpatrując się we mnie i nic nie mówiąc. Nawet nie obchodzi mnie o co im poszło...
Słyszę czyjeś kroki, więc wybiegam stamtąd szybko, wtapiając się w tłum. Nie odwróciłam się na nimi ani razu.
***
_______________________________________________________Piszcie koniecznie w komentarzach co myślicie! ♥
5 komentarzy = Następny rodział!

CZEKAM NA SZYBKI NEXT!
OdpowiedzUsuńA rozdział świetny!
Masz talent do pisania, więc pisz, pisz i pisz!
Ja zapraszam do siebie.
No kocham tą historię!♥
Xoxo
Melloniasta:*
Świetny rozdział ♡♡♡♡ zapraszam do mnie http://jortini-para-siempre-moja-historia.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCudeńko
OdpowiedzUsuńEkstra rozdział Marcela z bloga huncwotko.blogspot.com
OdpowiedzUsuńsuper <3
OdpowiedzUsuń