28 listopada 2015

#01 "Chroń serce, a reszta sama się obroni"

Biedne dziecko. No ale co ma zrobić? Nie regauje nawet na swoją płaczącą babcię. Co ma zrobić, skoro nie zna smutku? Nie reaguje na wiadomość o wypadku samolotu. O śmierci matki. Nie reaguje...

**12 lat później**

Wstaje około 5-tej nad ranem, aby wyszykować się. Ma samolot za dwie godziny. Z racji, że z Madrytu do Buenos Aires nie leci się w pięć minut, wypadałoby się ogarnąć. Jednak jedyne co ją ogarnia to... Dziwne uczucie. Wykonuje standardowe, poranne "rytuały" w łazience, czyli odświeżenie się i delikatny makijaż. Ponieważ uroda nie zmusza jej do mocniejszego krycia fluidami i innymi kosmetykami, o których nie ma nawet pojęcia, siedemnastolatka wyrównuje koloryt skóry pudrem, tuszuje rzęsy i muska usta różową szminką. Rozplątuje papiloty, które utworzyły na jej głowie urocze loki. Lekko przeczesuje je palcami, aby nadać naturalniejszego efektu, oraz ubiera pudrową, zwiewną sukienkę i jeansową kurteczkę. Do tego botki na koturnie. Jest kruchą osóbką, z czym się wiąże również szczupła, ale zgrabna sylwetka oraz niezbyt wysoki wzrost, - co z resztą nigdy nie było jej kompleksem. Jest gotowa. 
-Tyłek na wierzchu i kilo tapety nie zrobi z ciebie prawdziwej kobiety.-mówi do siebie, uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze. Wraca do pokoju i chwytając rączkę walizki rozgląda się po swoim opustoszałym, dziecięcym pomieszczeniu. Tak nagle zostawić siedemnaście lat? A raczej całe dzieciństwo i swoje życie nagle spakować do jednej walizki? Wracając do owego dziwnego uczucia - nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła. Schodzi na dół, z wielkim trudem ciągnąc za sobą walizkę. Wchodzi do kuchni, przyglądając się zza progu drzwi krzątającej się po kuchni babci.
-Dzień dobry, kochanie. Siadaj, śniadanie gotowe.-powiedziała, odwracając się szybko i pociągając nosem. To jasne, udawała, że wszystko jest w porządku.

Kiwa lekko głową, nic nie mówiąc. To uczucie to smutek. Przeszywa ją, ale nie jest tak załamana, żeby uronić łzę, bo po prostu nie umie. Czuje się jak małe dziecko, które nie rozwinęło się w odpowiednim czasie. Nie przeżyła dzieciństwa jak powinna, jak to zrobili jej rówieśnicy. Siada do stołu w milczeniu i je swoją porcję naleśników. Podchodzi z walizką do drzwi. Odwraca się do babci, wtulając w nią mocno. Czuje jej mokre policzki.

-Pamiętaj, maleńka. Świat jest piękny. Jedynie kwestia wyboru decyduje o tym, jak go postrzegasz, na co kierujesz wzrok. -powiedziała, podnosząc dziewczynę na duchu.
-Jadę poznać świat.-szepcze, jakby sama do siebie. Ciepłymi słowami żegna się z babcią i wychodzi z domu.
-Bądź ostrożna. Twój tata to dobry człowiek, ale nie rozumie swoich wad i błędów.-słyszy za sobą miły głos babci. W jej oczach zbierają się łzy. Idzie przez miasto, czując wilgoć na policzkach, nieodwracalny smutek. Nie chce rozstawać się z babcią po tylu latach. Angelika była jedyną osobą, która poświęciła jej swoją miłość. Teraz leci do Buenos Aires. Pierwszy raz pójdzie do publicznej szkoły. Ma jedynie nadzieję, że zdobędzie czyjąś przyjaźń, oraz że będzie w stanie wybaczyć ojcu.

_________________________________________________________________

I jak Wam się podoba? Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak Leona. Póki co jeszcze go nie wprowadzam, hehh. Chcę bardziej Wam przybliżyć osobę Violetty. Nie wiem jeszcze, czy w Leona będę się tak bardzo wgłębiać, aczkolwiek o nim na pewno jeszcze coś napiszę. Zostawcie komentarz, jeśli podoba Wam się ten rodział. ♥

21 listopada 2015

Prolog

Pięcioletnia Violetta Castillo jest wychowywana przez swoją babcię Angelikę. Ponieważ jej mama była piosenkarką, nigdy nie miała czasu dla swojej córeczki. Ojciec? On wcale nie chciał dziecka... Jednak był w związku z Marią (matką dziewczynki). Był także jej menadżerem. Maria wyjeżdżała w trasy, a wtedy z małą Violetką zostawała babcia, która miała dobry kontakt z dzieckiem. Jako jedyna traktowała ją, jak przedmiot oficjalnie chciany. Wróć... Jak osobę, nie jak przedmiot. Przecież to nie jej wina, że nie poczęła się z miłości. To tylko niewinne dzieciątko.
Mimo to, Violetta obdarzona ciepłem i miłością Angeliki, była szczęśliwa. Mimo, że nie znała znaczenia słów "Mama", "Tata". "Rodzice". Mimo, że jej życie nie było usiane płatkami pięknych róż. Nie wiedziała, że inne dzieci żyją normalnie. Nie wiedziała, że można inaczej.
Uczyła się w domu, nie miała kontaktu z innymi dziećmi. Kryła w sobie ukryty talent. Nie poznała życia, nie żyła swoim życiem. Nie była szczęściem innych, nie była owocem niczyjej miłości i pracy. Była tylko malutką, drobną, brązowowłosą dziewczynką, która dla dobra innych musi postawić się zasadom moralności. Która musi poświęcić wiele, aby ocalić to, co jeszcze nie umarło.
        __________________________________________________________________

Zapraszam do komentowania, piszcie co myślicie, komentujcie nawet jeśli macie wytykać mi błędy, jestem tylko człowiekiem xd ♥