13 lutego 2016

#11 "Powrót"



***
**Leon**

Odrywam się szybko od jej ciepłych ust.
-Przepraszam... przepraszam Violetta...-mówię, spuszczając głowę i oczekuję od niej słów typu "nic się nie stało, kocham cię".
Zamiast tego ona wstaje i wybiega z parku, wracając do domu. Pewnie poszła do siebie, nie do Ludmiły i całej reszty. 
Warknąłem, pocierając dłońmi o swoje włosy po czym schowałem twarz w ręce. Cholera. Mogłem z tym poczekać, to wiadome że to jest dla niej za wcześnie.
Wszystko zjebałem.
Ale z drugiej strony... Nie rozumiem dlaczego mnie odrzuciła.
Odwzajemniła pocałunek, nie odsunęła się na początku. Narobiła mi nadziei a potem uciekła. Dosłownie zwiała. 
Byłem wściekły. Przecież widziałem, jak na mnie patrzy. Myślałem, że czuje to samo co ja do niej. 
Wstaję i wracam powoli do domu. Było idealnie, tak jak planowałem. A ona po prostu mnie olała. 
Zraniła mnie. 
Czuję wilgoć pod powiekami i przyspieszam kroku. Mam wrażenie, że serce roztłukło mi się na miliony kawałeczków, że patrząc jak ona odchodzi, żegnałem się z nią na zawsze. 

Wchodzę do domu i trzaskam za sobą drzwiami. Idę od razu w stronę schodów. Widzę Ludmiłę, wychodzącą z kuchni.
-Leon... Gdzie Viola?-pyta siostra, wyraźnie zdezorientowana.
-Wiesz... Teraz jakoś średnio mnie to obchodzi...-rzucam oschle i wbiegam po schodach do siebie na górę, również trzaskając drzwiami.
-Pokłócili się?-szepcze zdziwiona do Federico, który stanął w progu, słuchając tego.
-Myślę, że gorzej. Pogadam z nim.-wzdycha Włoch, mój najlepszy przyjaciel i już po upływie kilku minut słyszę pukanie do drzwi mojego pokoju.
Leżę w łóżku na brzuchu, z głową schowaną w poduszkach. 
-Stary, co jest?-słyszę głos kumpla.
-A weź spadaj, nie chcę nawet o tym myśleć.
Siada na moim łóżku.
-No mów.-powtarza stanowczo.
-A no twój najlepszy przyjaciel znowu wszystko spieprzył.-zaczynam, mając na myśli siebie. -Poszliśmy do parku, wszystko było idealnie, w końcu pocałowałem ją. Myślałem, że ona też tego chce a teraz po raz kolejny z jej powodu czuję się jak jakaś... Szmata i szukam pocieszenia w byle czym bo ją kocham do cholery i mam tego dość, że ciągle mnie rani, rozumiesz?!-prawie wykrzyczałem do niego wściekły.
Fede tylko pokiwał głową spokojnie, bo wiedział, że ulży mi kiedy się na kimś wyżyję.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale właśnie dowiedziałam się, że nie będziesz musiał już jej widywać.-przerywa mi Ludmiła, stająca w progu pokoju. 
Unoszę głowę i spoglądam na nią.

***
**Violetta**

Krótko po tym jak przekroczyłam próg swojego domu i byłam w połowie drogi po schodach, w owym pechowym miejscu, usłyszałam z dołu głos ojca.
-Violetta, poczekaj.-odzywał się do mnie tak rzadko, że prawie już go zapomniałam, jak surowo brzmi. -Właśnie dostałem telefon z Madrytu.-kontynuuje a mi natychmiastowo skacze ciśnienie.
Schodzę na dół, zaniepokojona.
-Babcia jest chora, pomyślałem, że chciałabyś ją odwiedzić.-kiedy tylko to usłyszałam, w moich oczach zebrały się łzy. To jedyna osoba na całym świecie, która mi została i nie mogła mnie teraz tak zostawić na tym głupim świecie, przepełnionym nienawiścią oraz fałszywymi ludźmi.
-Jutro rano masz samolot.-informuje mnie w końcu ojciec.
-Dziękuję, to dla mnie bardzo ważne...-szepczę i ścieram łzy, po czym biegnę na górę i szybko otwieram walizkę. Zaczynam się pakować, składając starannie ubrania. Gdy wszystko jest gotowe idę do łazienki i biorę prysznic, rozmyślając o wszystkich wydarzeniach tego dnia. Zmywam makijaż a raczej jego resztki i przebieram się w piżamę. Kiedy leżę w łóżku, zerkam na zegarek. Widzę godzinę 1:23 nad ranem. No, w końcu muszę być na jutro wyspana. 
Wedle tego - szybko zasypiam.

Następnego dnia tata budzi mnie równo o 7:00. 
Wzdycham zmęczona oraz niewyspana i idę do łazienki. Gdy doprowadzam swój wygląd do ładu i składu, schodzę z walizką na dół, po czym jem śniadanie przygotowane przez moją kochaną gospodynię Olgitę.
Olga... Traktowałam ją jak taką drugą babcię, choć tak naprawdę nigdy nie będzie mi tak bliska jak Angelika.
Mam w głowie teraz tylko ją. Boję się, że mnie opuści, że zwyczajnie umrze.
Kiedy w końcu wszyscy byli gotowi, udaliśmy się na lotnisko. 
Okropnie boję się latać samolotem. Znowu lecę całkiem sama, tym razem siedząc przy oknie, przytłoczona jakąś parą. Kiedy tylko zajmowali się sobą, obserwowałam ich. Byli tacy szczęśliwi i zakochani...



***
**Leon**



Ludmiła powiedziała mi o wyjeździe Violetty. Nie znając przyczyn tej jej powrotu do Madrytu, mogłem tylko przypuszczać że już po prostu miała mnie dość.
Właśnie wchodzę do szkoły. W naszej klasie jeszcze jest, dziwne. Pewnie nauczyciele jeszcze jej nie "skreślili" z listy. Oni wiedzą co jest grane, ale Castillo zadba o to, żeby sprawa utrzymała się w tajemnicy.
Federico pociesza mnie, że może i dobrze się stało. Nie muszę jej widywać i cierpieć...
Tylko, że ja chcę utrzymywać z nią kontakt. Jeśli serce nie może dostać tego co pragnie, to chce z tego korzystać w miarę możliwości. Violetta wcale nie musi być ze mną w związku i najpewniej nigdy nie będzie. 
Szczególnie teraz. Nawet nie wiem gdzie jest, ani na jak długo wyjechała. Na zawsze? 
Mówią, że rany tego typu goją się długo, ale jednak jest to możliwe. 
Biorąc pod uwagę to jak się teraz czułem - szczerze zaczynam w to wątpić.

-Wiesz co, Leon? Nie możesz się tak zachowywać. Nie będziesz się do końca życia przejmował jedną dziewczyną. Będzie jeszcze ich cała lista, którą będziesz skreślał. Nie możesz zamykać swojego serca na jedną osobę, bo taka jest kolej rzeczy. Zanim dotrzesz do tej właściwej i zdasz sobie sprawę, że to jest właśnie osoba, z którą chcesz spędzić resztę swojego życia, minie szmat czasu. 
Kiedyś znajdziesz sobie swoją księżniczkę, nie możesz się po prostu tak martwić. Będziesz tworzyć z nią wspaniałą rodzinę, będziecie mieli dzieci, tylko nie pozwolę, mimo, że Violetta jest moją przyjaciółką - nie pozwolę żeby przez nią na twojej twarzy nie zagościł uśmiech. 
Otacza cię tyle wspaniałych lasek a ty jesteś po prostu w nią zapatrzony jak...
Ja tylko chcę twojego szczęścia...-Ludmiła zawsze kiedy jest taka potrzeba dodaje mi kopa. Moja siostra jest mi najbliższa razem z Federico, cieszę się, że są razem. Wracając do blondyki, mimo, że mamy tylko wspólnego ojca, to czuję że jest moją siostrą w stu procentach. Razem dajemy radę i potrafimy być szczęśliwi, mimo, że nasi rodzice (ojciec i jego żona) mają nas gdzieś. 
Mamy po te siedemnaście lat i mieszkamy sami. Może los tak chciał.
Tak już miało być. I ona ma rację, nawet teraz.
Po dokładnym przemyśleniu tego, dochodzę do wniosku, że nie jedyna Violetta zrani mnie w całym moim życiu. 
Nawet jej nie znam. Nie wiem gdzie pojechała, nie wiem o niej praktycznie nic. A jednak serce nie wybiera...
Podjąłem decyzję, że niezależnie od tego co się stanie zacznę moją podróż do zapomnienia o niej. 


***
**Violetta**

-Babciu?-wchodzę do swojego dawnego domu. 
Rozglądam się, dotykając ścian, ozdób, mebli. Wszystkie wspomnienia wracają. Podchodzę do kominka, w którym już od dawna nie urzędowały wesołe promyki ognia. Widzę zdjęcie. Moja mama, ojciec i ja. Miałam wtedy około miesiąca. Po moim policzku wpływa łza. Choć tak naprawdę nie wiem z jakiego powodu. Nie kocham rodziców. Znaczy ojca. Za czasów życia matki i mojego dzieciństwa i tak wychowywała mnie babcia. O miłości rodziców nie było nawet mowy.
Właśnie... 
Uświadamiam sobie nagle, że nie słyszę odzewu od mojej opiekunki z madrytu. Dom jest pogrążony w cichości, smutku... jest jedną wielką pustką. Pozasłaniane rolety, przez które do środka bezskutecznie słońce toczy walkę o wdarcie się. Dzięki temu widzę chmurę kurzu, unoszącego się w powietrzu.
Od wiadomości taty minęła doba.
Wchodzę spokojnie na górę po skrzypiących schodach. Babcia pewnie śpi. 
Po przebyciu całej drogi po ogromnym domu docieram do pokoju babci. 
Jestem tak szczęśliwa, że znów mogę ją zobaczyć... 
Pukam delikatnie w drewniane drzwi i uchylam je delikatnie. Widzę babcie, śpi sobie spokojnie w łóżku. Podchodzę bliżej, jednak ten widok budzi we mnie dziwne uczucia. Podejrzenie, połączone z przerażeniem. Widzę, że trzyma w dłoni szklankę, z której kapią ostatnie kropelki wody. Cała reszta zrobiła kałużę na podłodze. Podchodzę jeszcze bliżej, dotykam jej policzka.
-Babciu.-szepczę ponownie. 
Jej ciało jest lodowate, nie wyczuwam tętna.

"Nie powinniśmy się rodzić kiedy nie umiemy żyć."





___________________________________________________________________



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWACJA DLA MNIE
MOTYWACJA = WENA
WENA = LEPSZY RODZIAŁ 



5 komentarzy:

  1. Genialny rozdział.
    Wrócę tu jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłam ;)
      Dlaczego Violka uciekła po ich pocałunku?!
      Powinni być razem.
      Leon taki oschły dla wszystkich? Nie grzeczny chłopczyk się z niego robi na jakiś czas mam nadzieję.
      Violka jedzie do babci i co zastaje? Martwa babcię.
      Będzie zapewne mieć teraz załamek i Leon może to wykorzystać i ją po wspierać.
      Szkoda, że Violci babcia umarła :(
      No i teraz się co dopiero skapłam, że jestem pierwsza.
      Do następnego.
      Życzę weny.

      Usuń
  2. Po raz drugi mam ochotę dziś płaknąć przez ff ;; </3
    Besos :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Violka uciekła od Leonka, a było tak pięknie :(
    Jej wyjazd... Śmierć babci - dużo się w tym rozdziale wydarzyło, ok dużo.
    Uwielbiam Twój styl pisania, aww <3
    Czekam na nexta Kochana i dużo, duuuużo weny.

    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam się. Poważnie. Najsmutniejszy rozdział ever. Violka miała tylko ją, ukochaną babcię, która zostawiła ją samą na tym świecie. Super rozdział. Masz wielki talent Julciu. ❤

    OdpowiedzUsuń