27 lutego 2016

#13 "A może jednak?"





***
**Leon**

-Ej, Leon. Jedzie mi tu pociąg?-pyta Federico, kiedy wychodzimy ze szkoły po skończonych lekcjach. 
-Co? A, tak, tak.
-Dobra, co z tobą?-słyszę jego śmiech, i czuję jak mnie zatrzymuję. Potrząsam głową zdając sobie sprawę, z tego o co właśnie przyjaciel mnie zapytał.
-Przepraszam, zamyśliłem się.-mówię cicho.
-Wiesz co? Nie znam cię od wczoraj i wiem, że to sprawa na dłuższą pogadankę. Boisko, o siedemnastej. Tylko nie zapomnij przynieść piłki.-mówi, a po wypowiedzeniu ostatniego zdania znów się śmieje po czym odchodzi w stronę swojego domu. 
Uśmiecham się lekko i również wracam do siebie. Fede ma racje, od tej przerwy, na której udało mi się utrzymać tak długi i cudowny kontakt wzrokowy z Violettą, prawie nie kontaktuję ze światem. Czas najwyższy się ogarnąć. Gdy przychodzę do domu, wyrzucam na swoje łóżko zawartość plecaka i piszę jakieś zadania domowe, zwyczajnie nie przykładając do tego większej wagi. Jednak zawsze mam odrobione lekcje. Coś za coś, to rekompensuje mój brak nauki. 
Po około godzinie gdy wszystko było wykonane, wrzuciłem książki spowrotem do plecaka ów czarny przedmiot umieściłem gdzieś pod ścianą. 
Schodzę na dół i kieruję się do kuchni, z zamiarem zjedzenia czegoś. Cóż, jak zwykle nikomu nie chciało się nic kupić a rodziców tradycyjnie nie ma. 
Trudno, zamówię z Federico jakąś pizze. 
Patrzę na zegarek, po czym wracam do góry. Ludmiła jeszcze nie wróciła, może jest gdzieś z Violettą...
Myśląc o pięknej szatynce, przebieram się w strój piłkarski, do tego sportowe buty. Zabieram piłkę, butelkę wody i po około piętnastu minutach jestem na boisku. Włoch już tam na mnie czeka.

-Wiesz, Luśka mówiła, że zaczynają z Violettą ćwiczyć.-śmieje się gdy siedzimy na trawie i jemy to, o czym myślałem w domu. 
Unoszę brwi, patrząc na niego. 
-Oj, wiem, że popatrzyłbyś.-kumpel znów wybucha śmiechem, na co ja robię to samo.
-Wyobraź sobie Violettę w sportowym wdzianku.-poruszam zabawnie brwiami, rozbawiony.
-Jak za chwilę się nie zamkniesz to przeczuwam kłopoty.-mówi cicho, na co odwracam się i widzę, że w tym momencie przybiegając do nas dziewczyny. 
Patrzę na bruneta z rozbawieniem, lecz powstrzymuję się od wybuchnięcia śmiechem. 
Gdy widzę, jak mierzy moją siostrę wzrokiem, to nie kontroluję tego i zaczynam się śmiać, przez co cała trójka patrzy na mnie zdziwiona.

-Ahaa... Dobra, koniec gadania. Ruszylibyście się.-słyszę chichot Violetty, po czym patrzę, jak kuca, zabiera mi piłkę i ucieka z nią przez boisko. 
Przeciętna dziewczyna nie umiałaby kopnąć piłki, tymczasem ona radzi sobie z tym, jakby robiła to od urodzenia. Czy naprawdę we wszystkim musi być tak idealna? Rzuciłem się w pościg za nią, biegnąc i po chwili wyprzedzając ją. Zabrałem jej piłkę, czując jak próbuje z każdej strony mi ją odbić. Śmiała się tak słodko, po chwili złapałem ją za biodra i przerzuciłem sobie przez plecy, kopiąc piłkę z daleka do bramki. 
-Masz tego gola.-zaśmiałem się, odstawiając ją blisko. Była taka leciutka...
Trzymam dłonie na jej biodrach, skupiając wzrok na jej oczkach, w których tańczyły wesołe promyczki. Cieszę się, że jest szczęśliwa. 
-Kiedy w końcu znajdziesz dla mnie czas?-pytam.
-Czas? Na co?
-Na rozmowę.-szepczę, muskając jej policzek. 
-Możemy teraz, o ile tamta dwójka... Chociaż nie, oni zajęli się sobą.-dziewczyna śmieje się cicho. Siadamy na trawie. 

***
**Violetta**

Jestem spięta przez to. Cały czas udawało mi się jakoś uciec od tej rozmowy, ale teraz już nie miałam wyjścia. 
Kładę się na miękkiej, równej trawie i patrzę w niebo, pogrążając się w myślach. Nie mam pojęcia, jak potoczą się słowa, co mam mu powiedzieć, jak mam wrócić do tematu. Pocałował mnie, nic już tego nie zmieni. Często śni mi się ta scena a jeszcze częściej myślę o tym. Ostatnio doszłam do wniosku, że chciałabym, aby to stało się ponownie. Byłam na siebie cholernie zła, że wtedy wybiegłam. Po prostu spanikowałam, wtedy jeszcze nie byłam pewna swoich uczuć. Teraz wiem, że szaleję za nim a to czy on coś czuje do mnie, to jedna wielka zagadka. 
Mam argumenty za i przeciw. 
Jego wzrok. Jego rozkoszne spojrzenie, którym mnie obrzuca a ja rozpuszczam się wtedy niczym roztopiona czekolada. 
Jego usta. Jego słodkie usta, kórych smak pamiętam do teraz, tak samo, jakby to właśnie się stało. Minęły dwa tygonie, jednak im dłużej czasu mija, tym bardziej chcę je ponownie poczuć na swoich wargach. Są naturalnie zaróżowione, pełne, słodkie i aksamitnie delikatne. Można powiedzieć, że po prostu marzę o nich, marzę o tym, by przytrzymać je przy sobie na zawsze. 
Chłopak kładzie się obok mnie i też w zadumie wbija wzrok w niebo, w chmury, które pobudzają wyobraźnię, tworząc rozmaite kształty. 
-Dlaczego uciekłaś?-pyta jak gdyby nigdy nic, jednak odzywa się cicho, jakby bał się odpowiedzi.
-Nie wiem.
Milknie. 
-Serio. Nie mam pojęcia. Spanikowałam...-zaczynam się tłumaczyć, jednak chłopak mi przerywa.
-Nie, to ja przepraszam. Nie chciałem tego robić.
-Nie chciałeś?-smutnieję.
On odwraca głowę w moją stronę, patrząc na mnie z lekkim zdziwieniem. Przymykam oczy, oddychając spokojnie. 
-Masz rację, po prostu nie powinienem. Raczej chciałem.-szepcze w końcu a ja czuję, jak ciepło rozpływa się po całym moim ciele.
Podnoszę się delikatnie, wracając do pozycji siadu i patrzę na niego w zamyśleniu. 
-W takim razie...-mówię, pochylając się nad jego twarzą. Przymykam oczy, mój oddech przyspiesza. Złączam nasze usta w spokojnym pocałunku, opierając się dłońmi o trawę, jego głowa była między moimi rękami. Poczułam, że chłopak bez żadnego wahania oddał pocałunek, co dodało mi pewności siebie a jednocześnie sprawiło, że stałam się szczęśliwa jeszcze bardziej. 
Oderwałam się na momencik, by złapać oddech. 
-Też mogę teraz powiedzieć, że nie chciałam. 
-Nie umiesz kłamać...-mamrocze chłopak i podnosi mnie delikatnie, kładąc na sobie po czym obejmuje mnie w talii. Podoba mi się to, więc oddaję mu się i całuję go ponownie, muskając z utęsknieniem jego usta, które wydawały się być jeszcze bardziej cudowne, niż tamtym razem. Przechylam delikatnie głowę w prawo, przez co on przejmuje kontrolę i pieści moje wargi swoimi tak perfekcyjnie i cudownie, że wydaję z siebie cichutki, niekątrolowany jęk. Nie mam pojęcia, ile to trwało, jednak chyba nie na tyle długo, żebyśmy mogli się sobą nacieszyć, po tak długim czasie cierpienia i braku swojej bliskości. 
Jednak jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, ani czas. 



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Przepraszam, że taki krótki, jednak nie miałam za bardzo weny a zależało mi, żeby dzisiaj był... ♥

20 lutego 2016

#12 "Napełniał moje serce nieskończonym szczęściem..."



***
Zastanawiam się dlaczego właśnie mi muszą się przytrafiać takie rzeczy. Wszyscy dookoła mogą wieść spokojne życie, być szczęśliwi, mieć ukochaną osobę u swojego boku i mieć pełną rodzinę. 
Nie mam nikogo. Ani mamy, ani rodzeństwa. Nie wspominając już o tym, że tata ma mnie gdzieś. 
Tydzień temu przywiózł mnie spowrotem do domu, co najwyraźniej go nie cieszyło, bo myślał, że zostanę w Madrycie i będzie miał spokój. 
Przez ostatni czas, w którym życie wystawiło mnie na próbę, często spotykałam się z Ludmiłą i z Francescą. Bardzo mnie to cieszyło, ponieważ nawiązywałyśmy ze sobą mocniejsze więzi. Włoszka też była z nami w klasie i była również odrobinę podobna do mnie. Skromna, miła, skryta w sobie osóbka. Naprawdę nie wiem co bym bez nich zrobiła.

Budzi mnie cichutkie dzwonienie budzika. No tak. Dziś poniedziałek, a ja po tygodniu przerwy muszę wreszcie iść do szkoły. Ku zdziwieniu, nawet nie bardzo smuci mnie ten fakt. Zmierzam do łazienki, gdzie biorę prysznic, suszę i kręcę włosy w delikatne, grube fale. Wykonuję codzienny makijaż, standardowo muskając usta pomadką w różowym, naturalnym kolorze. Ubrałam się w to i wyszłam gotowa z domu. O dziwo szofer ojca tym razem na mnie nie czekał, więc zaraz po wyjściu za posesję, skręciłam w prawo i ruszyłam do szkoły. 
Idąc, zobaczyłam znajomą sylwetkę w oddali. Przyspieszyłam kroku. Musiałam z kimś porozmawiać, bo zwariuję.
Podchodzę bliżej do Leona i kładę delikatnie dłoń na jego ramieniu, na co chłopak odwraca się delikatnie, ale gdy spogląda na mnie, cała radość jego życia nagle pryska. 
-Cześć.-mówię do niego spokojnie.
Nie słyszę odzewu.
-Coś nie tak?-nie mogę znieść tego napięcia i długiej ciszy.
-Nie, wiesz co? W życiu nie czułem się lepiej...-w końcu chłopak raczy coś powiedzieć.
Nie wiem, co mu jest. Zastanawiam się co na to odpowiedzieć, tym czasem on znów mówi:
-Wydaje mi się, że musimy o czymś porozmawiać, bo nie da się w żaden sposób ukryć tego, że coś się jednak między nami wydarzyło.
-Aaa...-wzdycham. -Chodzi ci o to... W parku, tak?-pytam nieśmiało a chłopak kiwa głową.
-Dlaczego to zrobiłeś?-bardzo chcę się tego dowiedzieć, jednak nie jest to nam teraz dane.
-Uważaj!-słyszę okrzyk i już po chwili czuję miękkie lądowanie na trawie. 
Leon upadł na mnie, popatrzyłam na niego a nasze spojrzenia się spotkały.
Zastanawiam się co właściwie się stało. Verdas właśnie uratował mi życie. Chociaż... Mógł lekko narazić nas na śmierć. Rozpędzony samochód uderzył w potężne drzewo, znajdujące się tuż obok nas. 

***
**Leon**

Podnoszę się, otrzepując z trawy oraz szybko podaję rękę szatynce. 
-Wszystko w porządku?-szepczę z troską, gładząc jej policzek. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym przed chwilą nie odwrócił się i nie zobaczył tego samochodu. 
-Tak, ale mniejsza z tym. Zobaczmy, czy ten człowiek żyje...-mówi spanikowana i biegnie z drugiej strony samochodu.
Zostaję przez chwilę w miejscu. Nawet sobie nie wyobraża, jak bardzo jest dla mnie ważna, i jak bardzo przez to cierpię. 
Słyszę jej okrzyk, co - nie ukrywam - przestraszyło mnie. 
-Leon...-szepcze Violetta. -On chyba nie żyje...
-A kto to?-pytam, przytulając do siebie jej roztrzęsione ciałko.
-Die-Diego.-załkała.

Takim właśnie sposobem nie trafiliśmy dziś do szkoły, lecz do szpitala. Musieliśmy odbyć badania, pozatym Violetta koniecznie chciała zostać przy Diego, co tak mnie denerwowało, że miałem ochotę stamtąd wyjść. Ale obiecałem sobie, że będę o nią walczył i nie mogę na to pozwolić, że w razie gdyby się wybudził, coś między nimi zaiskrzy. Bardzo się o nią martwiłem. 
-Jak się czujesz?-pytam. Siedzymy przed salą Hiszpana.
-Jest okej. Mieliśmy chyba porozmawiać.
-Wiesz... Myślę, że to nie jest dobre miejsce ani dobry czas na takie rozmowy.-wzdycham, chowając twarz w ręce. W całym szpitalu panuje cisza. Zbliża się godzina dwunasta.
-Chodź, zjesz coś.-wstaję w końcu po długim milczeniu i podaję jej rękę. 
Ona niechętnie wstaje bez mojej pomocy. Wiem, że nie chce jeść, ale założę się, że śniadania też nie jadła. 
-Leon.-słyszę jej szept.
-Tak?
-Dziękuję, że się mną opiekujesz.
Posyłam jej delikatny, wymuszony, ale przyjazny uśmiech. W końcu nie ma teraz nikogo, wiem jak to jest mieć takiego ojca, bo mój jest taki sam. 
Zjeżdżamy windą na dół, po czym wchodzimy do szpitalnego baru. Spoglądam na Violę i dostrzegam w jej oczach zbierające się łezki. Wzrusza mnie to, więc przytulam ją z czułością. Dziewczyna nie protestuje. Wiem, że tego potrzebuje, szczególnie teraz w tak trudnym momencie jej życia.
-Też nie masz się najlepiej, prawda-szepcze cicho.
-No, coś w tym stylu.-odpowiadam cichutko. Oderwaliśmy się od siebie i usiedliśmy przy jednym ze stolików.
-Na co masz ochotę?-pytam, patrząc na nią.
-Kupisz mi frytki?-uśmiecha się uroczo, ścierając łezki. 
-Pewnie.-posyłam jej szczery uśmiech i wstaję, podchodząc do baru. Kupiłem nam po jednej porcji, a gdy były gotowe, przyniosłem je wraz z dwoma napojami. Nalałem jej soku do szklanki.
-Smacznego.-mówię wesoło a ona kiwa głową lekko, uśmiechnięta delikatnie.
-Wzajemnie.-zaczynamy jeść.
***
**Violetta**

Siedzę, czując w sobie wielką pustkę. Widzisz kogoś na codzień w szkole, a nagle może się okazać, że osoba ta ginie na twoich oczach. Na dodatek babcia... Miałam mętlik w głowie, zupełnie nie wiedziałam co robić. Dobrze, że miałam przy sobie Ludmiłę, Francescę... No i właściwie Leona, do którego zbliżyłam się przez wczorajszy dzień w szpitalu. Został ze mną do samego wieczora, mimo, że nienawidzi Diego. Byłam w lekkim szoku. Zauważyłam, że troszczył się o mnie cały czas, wielokrotnie nalegał o to, byśmy wracali do domu, bym odpoczęła, ani nie była głodna.
Myślę, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi. 
Wczoraj jednak nie udało nam się porozmawiać. Mówi się trudno, ale bardzo widoczne było to, że chłopak koniecznie chce mi coś powiedzieć. 
Mam dziwne przeczucie, że chodzi o ten pocałunek...
Nie potrafię powiedzieć, czemu wtedy stamtąd uciekłam. W sumie z jakiegoś powodu mnie pocałował, a zrobił to w tak romantyczny sposób, że wracając do domu zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie się w nim nie zakochałam.
Nie, to niemożliwe. To dzieje się za szybko.
Zaczynam zastanawiać się coraz bardziej intensywnie dlaczego uniknęłam rozwinięcia pocałunku, dlaczego stamtąd wybiegłam. Czyżbym przeczuła wiadomość o wyjeździe do Madrytu?
Z przemyśleń wyrywa mnie Ludmiła. 
-Ziemia do Violetty, jesteśmy na lekcji.-blondynka szepcze mi do ucha. 
No tak. Potrząsnęłam lekko głową i wykonałam serię mrugnięć oczami, żeby pozbyć się łez z powierzchni tęczówek. Gdy udaje mi się to osiągnąć, zaczynam przepisywać z tablicy to, co napisał tam nauczyciel. 
Jestem skupiona przez następne piętnaśnie minut, po których słyszymy dzwonek. Pakuję zeszyt i długopis do torby, po czym wychodzę z sali, rozmawiając z Ludmiłą. 
Siadamy razem pod klasą, w której po tej przerwie mamy kolejną lekcję. Ludmiła coś do mnie mówi, ale ja już jej nie słucham. Zapatruję się na chłopaka, stojącego przy szafkach, a po chwili nasze spojrzenia się spotykają. Kąciki jego pełnych ust unoszą się ku górze, ukazując przeurocze dołeczki i rządek białych, prostych zębów. Automatycznie wymiękam, widząc, że jego wzrok skierowany jest do mnie i odpowiadam na to słodkim, podobnym uśmiechem. 
Stał tak, również nie słuchając Federico, identycznie jak ja Ludmiły. Nie mogłam znieść tego widoku, bo napełniał moje serce nieskończonym szczęściem. Po chwili Włoch zaczął go szturchać i wymienił z Ludmiłą znaczące spojrzenia. Zawstydziłam się, spuszczając wzrok a moje policzki oblały się rumieńcem. 
Siostra Leona tylko zachichotała cicho. Jestem w tej chwili pewna, że coś już wie.

____________________________________________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim postem. Wiem, że nie mam czytelników od gromu, ale wolę mieć swoją grupkę, choćby była malutka. 
Miło mi, że komuś podoba się moje opowiadanie. ♥
Kocham, 
Lu Laa 




13 lutego 2016

#11 "Powrót"



***
**Leon**

Odrywam się szybko od jej ciepłych ust.
-Przepraszam... przepraszam Violetta...-mówię, spuszczając głowę i oczekuję od niej słów typu "nic się nie stało, kocham cię".
Zamiast tego ona wstaje i wybiega z parku, wracając do domu. Pewnie poszła do siebie, nie do Ludmiły i całej reszty. 
Warknąłem, pocierając dłońmi o swoje włosy po czym schowałem twarz w ręce. Cholera. Mogłem z tym poczekać, to wiadome że to jest dla niej za wcześnie.
Wszystko zjebałem.
Ale z drugiej strony... Nie rozumiem dlaczego mnie odrzuciła.
Odwzajemniła pocałunek, nie odsunęła się na początku. Narobiła mi nadziei a potem uciekła. Dosłownie zwiała. 
Byłem wściekły. Przecież widziałem, jak na mnie patrzy. Myślałem, że czuje to samo co ja do niej. 
Wstaję i wracam powoli do domu. Było idealnie, tak jak planowałem. A ona po prostu mnie olała. 
Zraniła mnie. 
Czuję wilgoć pod powiekami i przyspieszam kroku. Mam wrażenie, że serce roztłukło mi się na miliony kawałeczków, że patrząc jak ona odchodzi, żegnałem się z nią na zawsze. 

Wchodzę do domu i trzaskam za sobą drzwiami. Idę od razu w stronę schodów. Widzę Ludmiłę, wychodzącą z kuchni.
-Leon... Gdzie Viola?-pyta siostra, wyraźnie zdezorientowana.
-Wiesz... Teraz jakoś średnio mnie to obchodzi...-rzucam oschle i wbiegam po schodach do siebie na górę, również trzaskając drzwiami.
-Pokłócili się?-szepcze zdziwiona do Federico, który stanął w progu, słuchając tego.
-Myślę, że gorzej. Pogadam z nim.-wzdycha Włoch, mój najlepszy przyjaciel i już po upływie kilku minut słyszę pukanie do drzwi mojego pokoju.
Leżę w łóżku na brzuchu, z głową schowaną w poduszkach. 
-Stary, co jest?-słyszę głos kumpla.
-A weź spadaj, nie chcę nawet o tym myśleć.
Siada na moim łóżku.
-No mów.-powtarza stanowczo.
-A no twój najlepszy przyjaciel znowu wszystko spieprzył.-zaczynam, mając na myśli siebie. -Poszliśmy do parku, wszystko było idealnie, w końcu pocałowałem ją. Myślałem, że ona też tego chce a teraz po raz kolejny z jej powodu czuję się jak jakaś... Szmata i szukam pocieszenia w byle czym bo ją kocham do cholery i mam tego dość, że ciągle mnie rani, rozumiesz?!-prawie wykrzyczałem do niego wściekły.
Fede tylko pokiwał głową spokojnie, bo wiedział, że ulży mi kiedy się na kimś wyżyję.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale właśnie dowiedziałam się, że nie będziesz musiał już jej widywać.-przerywa mi Ludmiła, stająca w progu pokoju. 
Unoszę głowę i spoglądam na nią.

***
**Violetta**

Krótko po tym jak przekroczyłam próg swojego domu i byłam w połowie drogi po schodach, w owym pechowym miejscu, usłyszałam z dołu głos ojca.
-Violetta, poczekaj.-odzywał się do mnie tak rzadko, że prawie już go zapomniałam, jak surowo brzmi. -Właśnie dostałem telefon z Madrytu.-kontynuuje a mi natychmiastowo skacze ciśnienie.
Schodzę na dół, zaniepokojona.
-Babcia jest chora, pomyślałem, że chciałabyś ją odwiedzić.-kiedy tylko to usłyszałam, w moich oczach zebrały się łzy. To jedyna osoba na całym świecie, która mi została i nie mogła mnie teraz tak zostawić na tym głupim świecie, przepełnionym nienawiścią oraz fałszywymi ludźmi.
-Jutro rano masz samolot.-informuje mnie w końcu ojciec.
-Dziękuję, to dla mnie bardzo ważne...-szepczę i ścieram łzy, po czym biegnę na górę i szybko otwieram walizkę. Zaczynam się pakować, składając starannie ubrania. Gdy wszystko jest gotowe idę do łazienki i biorę prysznic, rozmyślając o wszystkich wydarzeniach tego dnia. Zmywam makijaż a raczej jego resztki i przebieram się w piżamę. Kiedy leżę w łóżku, zerkam na zegarek. Widzę godzinę 1:23 nad ranem. No, w końcu muszę być na jutro wyspana. 
Wedle tego - szybko zasypiam.

Następnego dnia tata budzi mnie równo o 7:00. 
Wzdycham zmęczona oraz niewyspana i idę do łazienki. Gdy doprowadzam swój wygląd do ładu i składu, schodzę z walizką na dół, po czym jem śniadanie przygotowane przez moją kochaną gospodynię Olgitę.
Olga... Traktowałam ją jak taką drugą babcię, choć tak naprawdę nigdy nie będzie mi tak bliska jak Angelika.
Mam w głowie teraz tylko ją. Boję się, że mnie opuści, że zwyczajnie umrze.
Kiedy w końcu wszyscy byli gotowi, udaliśmy się na lotnisko. 
Okropnie boję się latać samolotem. Znowu lecę całkiem sama, tym razem siedząc przy oknie, przytłoczona jakąś parą. Kiedy tylko zajmowali się sobą, obserwowałam ich. Byli tacy szczęśliwi i zakochani...



***
**Leon**



Ludmiła powiedziała mi o wyjeździe Violetty. Nie znając przyczyn tej jej powrotu do Madrytu, mogłem tylko przypuszczać że już po prostu miała mnie dość.
Właśnie wchodzę do szkoły. W naszej klasie jeszcze jest, dziwne. Pewnie nauczyciele jeszcze jej nie "skreślili" z listy. Oni wiedzą co jest grane, ale Castillo zadba o to, żeby sprawa utrzymała się w tajemnicy.
Federico pociesza mnie, że może i dobrze się stało. Nie muszę jej widywać i cierpieć...
Tylko, że ja chcę utrzymywać z nią kontakt. Jeśli serce nie może dostać tego co pragnie, to chce z tego korzystać w miarę możliwości. Violetta wcale nie musi być ze mną w związku i najpewniej nigdy nie będzie. 
Szczególnie teraz. Nawet nie wiem gdzie jest, ani na jak długo wyjechała. Na zawsze? 
Mówią, że rany tego typu goją się długo, ale jednak jest to możliwe. 
Biorąc pod uwagę to jak się teraz czułem - szczerze zaczynam w to wątpić.

-Wiesz co, Leon? Nie możesz się tak zachowywać. Nie będziesz się do końca życia przejmował jedną dziewczyną. Będzie jeszcze ich cała lista, którą będziesz skreślał. Nie możesz zamykać swojego serca na jedną osobę, bo taka jest kolej rzeczy. Zanim dotrzesz do tej właściwej i zdasz sobie sprawę, że to jest właśnie osoba, z którą chcesz spędzić resztę swojego życia, minie szmat czasu. 
Kiedyś znajdziesz sobie swoją księżniczkę, nie możesz się po prostu tak martwić. Będziesz tworzyć z nią wspaniałą rodzinę, będziecie mieli dzieci, tylko nie pozwolę, mimo, że Violetta jest moją przyjaciółką - nie pozwolę żeby przez nią na twojej twarzy nie zagościł uśmiech. 
Otacza cię tyle wspaniałych lasek a ty jesteś po prostu w nią zapatrzony jak...
Ja tylko chcę twojego szczęścia...-Ludmiła zawsze kiedy jest taka potrzeba dodaje mi kopa. Moja siostra jest mi najbliższa razem z Federico, cieszę się, że są razem. Wracając do blondyki, mimo, że mamy tylko wspólnego ojca, to czuję że jest moją siostrą w stu procentach. Razem dajemy radę i potrafimy być szczęśliwi, mimo, że nasi rodzice (ojciec i jego żona) mają nas gdzieś. 
Mamy po te siedemnaście lat i mieszkamy sami. Może los tak chciał.
Tak już miało być. I ona ma rację, nawet teraz.
Po dokładnym przemyśleniu tego, dochodzę do wniosku, że nie jedyna Violetta zrani mnie w całym moim życiu. 
Nawet jej nie znam. Nie wiem gdzie pojechała, nie wiem o niej praktycznie nic. A jednak serce nie wybiera...
Podjąłem decyzję, że niezależnie od tego co się stanie zacznę moją podróż do zapomnienia o niej. 


***
**Violetta**

-Babciu?-wchodzę do swojego dawnego domu. 
Rozglądam się, dotykając ścian, ozdób, mebli. Wszystkie wspomnienia wracają. Podchodzę do kominka, w którym już od dawna nie urzędowały wesołe promyki ognia. Widzę zdjęcie. Moja mama, ojciec i ja. Miałam wtedy około miesiąca. Po moim policzku wpływa łza. Choć tak naprawdę nie wiem z jakiego powodu. Nie kocham rodziców. Znaczy ojca. Za czasów życia matki i mojego dzieciństwa i tak wychowywała mnie babcia. O miłości rodziców nie było nawet mowy.
Właśnie... 
Uświadamiam sobie nagle, że nie słyszę odzewu od mojej opiekunki z madrytu. Dom jest pogrążony w cichości, smutku... jest jedną wielką pustką. Pozasłaniane rolety, przez które do środka bezskutecznie słońce toczy walkę o wdarcie się. Dzięki temu widzę chmurę kurzu, unoszącego się w powietrzu.
Od wiadomości taty minęła doba.
Wchodzę spokojnie na górę po skrzypiących schodach. Babcia pewnie śpi. 
Po przebyciu całej drogi po ogromnym domu docieram do pokoju babci. 
Jestem tak szczęśliwa, że znów mogę ją zobaczyć... 
Pukam delikatnie w drewniane drzwi i uchylam je delikatnie. Widzę babcie, śpi sobie spokojnie w łóżku. Podchodzę bliżej, jednak ten widok budzi we mnie dziwne uczucia. Podejrzenie, połączone z przerażeniem. Widzę, że trzyma w dłoni szklankę, z której kapią ostatnie kropelki wody. Cała reszta zrobiła kałużę na podłodze. Podchodzę jeszcze bliżej, dotykam jej policzka.
-Babciu.-szepczę ponownie. 
Jej ciało jest lodowate, nie wyczuwam tętna.

"Nie powinniśmy się rodzić kiedy nie umiemy żyć."





___________________________________________________________________



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWACJA DLA MNIE
MOTYWACJA = WENA
WENA = LEPSZY RODZIAŁ 



7 lutego 2016

#10 "Park"




***
**Leon**

Kiedy wbiegła do mojego pokoju, wyglądała na przestraszoną. Drobniutką, bezbronną... Taką uroczą i przejętą... Zastanawiało mnie co jej się stało, a kiedy niemal rzuciła się na mnie, przyciskając mnie do łóżka i tuląc się do mnie mocno - byłem totalnie zbity z tropu. 
Coś jej zrobili tam na dole? Miałem w myślach tysiące pytań, których zadanie byłoby w tej chwili niestosowne.

Teraz kiedy wszystko mi wytłumaczyła, poczułem się strasznie przybity...

-Usłyszałam trzy strzały... A potem zobaczyłam ciebie... Strzelił po czym zmasakrował twoje ciało...-wypłakałam.-Kto?-Alex... On cię...-nie mogłam tego wypowiedzieć. 

-Tak. Zabił mnie tym.
Zabił mnie tym, kiedy ją pocałował. To ja miałem to zrobić, a nie on... Zalała mnie fala nienawiści do tego gościa. 
Mam jedynie nadzieję, że nie są razem...

-Idziemy na dół?-przerywam wreszcie ciszę panującą między nami.
-Pewnie.-posyła mi swój słodki uśmieszek.
Wstajemy z łóżka i schodzimy na dół.


***
**Violetta**

-Nie wiem co jej się stało, nie patrz tak na mnie.
-Pobiegła jak popażona!
-Dobra, Luśka spokojnie. Jest teraz z Leonem i są jakoś tajemniczo cicho.
-Oom, może będę ciocią!
     Słyszymy z Leonem podniecone szepty dobiegające z salonu. Spoglądam na niego zawstydzona, jego reakcja jest podobna
-Tak, od razu może babcią, Ludmiła.-mój towarzysz odzywa się, gdy wyłaniamy się w salonie i siadamy obok siebie na kanapie. Nie okłamując nikogo, wyglądamy jak para... Na razie oboje nie wiemy na czym stoimy w naszej znajomości, ale póki co raczej nam to pasuje. 
Federico wita się z Leonem. Zaczynamy oglądać horror, Fede obejmuje Ludmiłę, udając, że się przeciąga a ona płonie rumieńcem z zadowolenia. 
Odruchowo patrzę na Leona, ale nie otrzymuję od niego żadnej odpowiedzi. 
Z resztą czego ja się spodziewałam? 
Z biegiem czasu filmu boję się do tego stopnia, że nie zważając na konsekwencje, wtulam się w Leona. Przylegam do jego ciepłego torsu oraz chowam głowę w jego szyję. Chłopak niepewnie przytula mnie, co podoba mi się. Uśmiecham się pod nosem i przymykam oczy, tuląc się do jego umięśnionego torsu. Uspokajam się i zapominam o strachu związanym z filmem. Po chwili znowu zasypiam, i odpływam w cudowną, lecz niebezpieczną krainę snów i ludzkiej fantazji. Jednak tym razem nie śni mi się nic złego. 


***
**Leon**

Oglądam film, gdy nagle czuję jak Violetta, śpiąca uroczo w moich ramionach, ściska delikatnie moją koszulę.
Spoglądam na nią, dziewczyna ma na twarzy uśmiech.
-Leon...-słyszę cichutki, aksamitny jęk z jej ust. 
Przygryzam wargę, uśmiechając się pod nosem. Jestem ciekaw co jej się śni. Tymczasem Federico, patrząc na mnie zza pleców Ludmiły, porusza zabawnie brwiami a ja śmieję się cicho i pozdrawiam go odpowiednim palcem.
Film się kończy a Naty z Fran wchodzą w śpiwory rozłożone na miękkim dywanie w salonie i idą spać. Federico mizia się z Ludmiłą a ja żeby nie musieć na nich patrzeć, budzę Violettę, która przez sen wciąż się uśmiecha.
-Pobudka marzycielko.-śmieję się. -Co ty będziesz w nocy robić?
Ona tylko chichocze rozbawiona i odrywa się odemnie. 
-Może się przejdziemy?-pytam.
Walić to, że jest 23:47. Pójdziemy na spacer.
-W sumie... Czemu nie.-przyznaje na co posyłam jej uśmiech. 
Po kilkunastu minutach wychodzimy z domu i kierujemy się do jednego z piękniejszych parków w całym mieście.



***
**Violetta**

Idziemy przez oświetlone latarniami alejki parkowe. Rozmawiamy i śmiejemy się.
-Powiesz mi w końcu gdzie idziemy?
-Nie.-odzywa się chłopak i uśmiecha do mnie, zadowolony ze swojej tajemniczości.
Skręcamy w lewo i siadamy na moście, pod drzwem, które ma piękne, czerwone liście co w jasnym świetle latarni wygląda bardzo pięknie i romantycznie.
-O, północ. Pomyśl życzenie.-mówi do mnie.
-Co? Jak to?-śmieję się.
-No... Na przykład o najpiękniejszym miejscu, w którym chciałabyś teraz być... I o osobie, z którą chciałabyś tam być.-mówi cicho.
-Ooo, okej, okej.-chichoczę z uśmiechem i zamykam oczy. 
Lecz gdy przenoszę się w krainę wyobraźni - nic się nie zmienia.
Jestem wciąż w tym samym parku, z... Z Leonem.
Czuję zapach jego perfum dziwnie blisko.
-Już masz to miejsce?-pyta.
-Tak.-szepczę i siadam wygodniej, po turecku, przodem do niego. Mam zamknięte oczy, oddycham spokojnie. Słyszę niepokojącą ciszę, a po chwili czuję na skurze jego oddech.
Uchylam delikatnie usta aby coś powiedzieć, ale on nie daje mi tej szansy.
Wpija się w moje wargi swoimi, tak czule, że aż mi zabiera dech w piersiach.
Zdziwił mnie ten gest a tymczasem on pieści swoimi usteczkami moje, i doprowadza mnie tym do istnego szału. Gładzi mój policzek a ja po chwili nieśmiało oddaję pocałunek.
Całować go to takie dziwne uczucie.
Całować swojego wroga...
Dziwne ale cholernie przyjemne.


___________________________________________________________


Przepraszam, że taki krótki. 
Piszcie co myślicie w komentarzach! ♥