***
**Leon**
-Ej, Leon. Jedzie mi tu pociąg?-pyta Federico, kiedy wychodzimy ze szkoły po skończonych lekcjach.
-Co? A, tak, tak.
-Dobra, co z tobą?-słyszę jego śmiech, i czuję jak mnie zatrzymuję. Potrząsam głową zdając sobie sprawę, z tego o co właśnie przyjaciel mnie zapytał.
-Przepraszam, zamyśliłem się.-mówię cicho.
-Wiesz co? Nie znam cię od wczoraj i wiem, że to sprawa na dłuższą pogadankę. Boisko, o siedemnastej. Tylko nie zapomnij przynieść piłki.-mówi, a po wypowiedzeniu ostatniego zdania znów się śmieje po czym odchodzi w stronę swojego domu.
Uśmiecham się lekko i również wracam do siebie. Fede ma racje, od tej przerwy, na której udało mi się utrzymać tak długi i cudowny kontakt wzrokowy z Violettą, prawie nie kontaktuję ze światem. Czas najwyższy się ogarnąć. Gdy przychodzę do domu, wyrzucam na swoje łóżko zawartość plecaka i piszę jakieś zadania domowe, zwyczajnie nie przykładając do tego większej wagi. Jednak zawsze mam odrobione lekcje. Coś za coś, to rekompensuje mój brak nauki.
Po około godzinie gdy wszystko było wykonane, wrzuciłem książki spowrotem do plecaka ów czarny przedmiot umieściłem gdzieś pod ścianą.
Schodzę na dół i kieruję się do kuchni, z zamiarem zjedzenia czegoś. Cóż, jak zwykle nikomu nie chciało się nic kupić a rodziców tradycyjnie nie ma.
Trudno, zamówię z Federico jakąś pizze.
Patrzę na zegarek, po czym wracam do góry. Ludmiła jeszcze nie wróciła, może jest gdzieś z Violettą...
Myśląc o pięknej szatynce, przebieram się w strój piłkarski, do tego sportowe buty. Zabieram piłkę, butelkę wody i po około piętnastu minutach jestem na boisku. Włoch już tam na mnie czeka.
-Wiesz, Luśka mówiła, że zaczynają z Violettą ćwiczyć.-śmieje się gdy siedzimy na trawie i jemy to, o czym myślałem w domu.
Unoszę brwi, patrząc na niego.
-Oj, wiem, że popatrzyłbyś.-kumpel znów wybucha śmiechem, na co ja robię to samo.
-Wyobraź sobie Violettę w sportowym wdzianku.-poruszam zabawnie brwiami, rozbawiony.
-Jak za chwilę się nie zamkniesz to przeczuwam kłopoty.-mówi cicho, na co odwracam się i widzę, że w tym momencie przybiegając do nas dziewczyny.
Patrzę na bruneta z rozbawieniem, lecz powstrzymuję się od wybuchnięcia śmiechem.
Gdy widzę, jak mierzy moją siostrę wzrokiem, to nie kontroluję tego i zaczynam się śmiać, przez co cała trójka patrzy na mnie zdziwiona.
-Ahaa... Dobra, koniec gadania. Ruszylibyście się.-słyszę chichot Violetty, po czym patrzę, jak kuca, zabiera mi piłkę i ucieka z nią przez boisko.
Przeciętna dziewczyna nie umiałaby kopnąć piłki, tymczasem ona radzi sobie z tym, jakby robiła to od urodzenia. Czy naprawdę we wszystkim musi być tak idealna? Rzuciłem się w pościg za nią, biegnąc i po chwili wyprzedzając ją. Zabrałem jej piłkę, czując jak próbuje z każdej strony mi ją odbić. Śmiała się tak słodko, po chwili złapałem ją za biodra i przerzuciłem sobie przez plecy, kopiąc piłkę z daleka do bramki.
-Masz tego gola.-zaśmiałem się, odstawiając ją blisko. Była taka leciutka...
Trzymam dłonie na jej biodrach, skupiając wzrok na jej oczkach, w których tańczyły wesołe promyczki. Cieszę się, że jest szczęśliwa.
-Kiedy w końcu znajdziesz dla mnie czas?-pytam.
-Czas? Na co?
-Na rozmowę.-szepczę, muskając jej policzek.
-Możemy teraz, o ile tamta dwójka... Chociaż nie, oni zajęli się sobą.-dziewczyna śmieje się cicho. Siadamy na trawie.
***
**Violetta**
Jestem spięta przez to. Cały czas udawało mi się jakoś uciec od tej rozmowy, ale teraz już nie miałam wyjścia.
Kładę się na miękkiej, równej trawie i patrzę w niebo, pogrążając się w myślach. Nie mam pojęcia, jak potoczą się słowa, co mam mu powiedzieć, jak mam wrócić do tematu. Pocałował mnie, nic już tego nie zmieni. Często śni mi się ta scena a jeszcze częściej myślę o tym. Ostatnio doszłam do wniosku, że chciałabym, aby to stało się ponownie. Byłam na siebie cholernie zła, że wtedy wybiegłam. Po prostu spanikowałam, wtedy jeszcze nie byłam pewna swoich uczuć. Teraz wiem, że szaleję za nim a to czy on coś czuje do mnie, to jedna wielka zagadka.
Mam argumenty za i przeciw.
Jego wzrok. Jego rozkoszne spojrzenie, którym mnie obrzuca a ja rozpuszczam się wtedy niczym roztopiona czekolada.
Jego usta. Jego słodkie usta, kórych smak pamiętam do teraz, tak samo, jakby to właśnie się stało. Minęły dwa tygonie, jednak im dłużej czasu mija, tym bardziej chcę je ponownie poczuć na swoich wargach. Są naturalnie zaróżowione, pełne, słodkie i aksamitnie delikatne. Można powiedzieć, że po prostu marzę o nich, marzę o tym, by przytrzymać je przy sobie na zawsze.
Chłopak kładzie się obok mnie i też w zadumie wbija wzrok w niebo, w chmury, które pobudzają wyobraźnię, tworząc rozmaite kształty.
-Dlaczego uciekłaś?-pyta jak gdyby nigdy nic, jednak odzywa się cicho, jakby bał się odpowiedzi.
-Nie wiem.
Milknie.
-Serio. Nie mam pojęcia. Spanikowałam...-zaczynam się tłumaczyć, jednak chłopak mi przerywa.
-Nie, to ja przepraszam. Nie chciałem tego robić.
-Nie chciałeś?-smutnieję.
On odwraca głowę w moją stronę, patrząc na mnie z lekkim zdziwieniem. Przymykam oczy, oddychając spokojnie.
-Masz rację, po prostu nie powinienem. Raczej chciałem.-szepcze w końcu a ja czuję, jak ciepło rozpływa się po całym moim ciele.
Podnoszę się delikatnie, wracając do pozycji siadu i patrzę na niego w zamyśleniu.
-W takim razie...-mówię, pochylając się nad jego twarzą. Przymykam oczy, mój oddech przyspiesza. Złączam nasze usta w spokojnym pocałunku, opierając się dłońmi o trawę, jego głowa była między moimi rękami. Poczułam, że chłopak bez żadnego wahania oddał pocałunek, co dodało mi pewności siebie a jednocześnie sprawiło, że stałam się szczęśliwa jeszcze bardziej.
Oderwałam się na momencik, by złapać oddech.
-Też mogę teraz powiedzieć, że nie chciałam.
-Nie umiesz kłamać...-mamrocze chłopak i podnosi mnie delikatnie, kładąc na sobie po czym obejmuje mnie w talii. Podoba mi się to, więc oddaję mu się i całuję go ponownie, muskając z utęsknieniem jego usta, które wydawały się być jeszcze bardziej cudowne, niż tamtym razem. Przechylam delikatnie głowę w prawo, przez co on przejmuje kontrolę i pieści moje wargi swoimi tak perfekcyjnie i cudownie, że wydaję z siebie cichutki, niekątrolowany jęk. Nie mam pojęcia, ile to trwało, jednak chyba nie na tyle długo, żebyśmy mogli się sobą nacieszyć, po tak długim czasie cierpienia i braku swojej bliskości.
Jednak jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, ani czas.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Przepraszam, że taki krótki, jednak nie miałam za bardzo weny a zależało mi, żeby dzisiaj był... ♥




